piątek, 23 listopada 2012

Jeszcze o tajwańskich psach – szybka notka

Wczoraj siedzę sobie wieczorkiem przed Wendzarnią, czekam na Młodocianego i jego motor mający mnie dotransportować w jakieś miłe miejsce (Młodociany jako lokals zna ich tutaj masę… I tak, ma MOTOR, nie pierdziawkowy skuterek :D ), dookoła jak to zwykle wieczorami – kotłują się dzieci, dorośli, psy, nietoperze i dziki ruch uliczny.
I nagle dup! łupnięcie plastiku o coś człowiekowatego (tak, samochody,  małe samoloty, motory  i ludzie zderzają się ze szczególnym dla każdego z nich dźwiękiem, i jest to odgłos mi znany, niestety z autopsji i smutnych wydarzeń), skowyt psa i odgłos odjeżdżającego na wyższych obrotach skuterka. A na jezdni kuli się przed nadjeżdżającymi samochodami (zielone światło  akurat włączali) czarny jak smoła kundel, słabo widoczny nawet w świetle ich reflektorów…
Na ten moment podjechał Młodociany, i widząc moją minę niezbyt ścieszoną i wzrok omijający go szerokim łukiem -pyta przejęty co się stało… Tylko mu palcem pokazałam, a już młody skoczył na ulicę, nie bacząc na samochody i na swoje jasne spodnie w kantkę.
Doskoczył do środka jezdni, psinę okrył własną piersią, kleknął – a nawet niemal się wyłożył plackiem, próbując go z asflaltu pozbierać (piesek spory, taki 20kilo na oko, obolały, przerażony i z przetrąconymi tylnymi łapami solidnie wierzgał i bronił się przed urażeniem obitych  miejsc), a wszystko to przy śmigających dookoła samochodach.
Licznie gromadzący się na widok sensacji tłumek najpierw Młodocianego zlinczował niemal – jako potencjalnego sprawcę barbarzyństwa, a następnie, jak trzeba było ustalić właściciela ewentualnie psa do szpitala zawieźć – jakoś szybko zajął się popatrywaniem w milczeniu. Młody mnie przeprosił, skurwował w kilku językach pod nosem i publikę i kierowcę i ogólnie towarzystwo, które nagle straciło zainteresowanie sprawą. W ciągu 10 minut znalazł się właściciel (pies był w obroży, ale bez danych kontaktowych), znalazł się adres i telefon najbliższej kliniki, gdzie bezpłatnie lub za symboliczną kwotę ktoś psu udzieli pomocy, ba, nawet jakiś transport by się zorganizowało, gdyby nie to, że wożenie połamanego kogokolwiek na skuterze nie jest zbyt dobrym pomysłem…
Młodocianemu do listy zalet został dopisany kolejny punkt. Oprócz tego, że koniecznie chce za mnie nosić torebkę, sam niepytany i nieproszony streszcza mi konwersacje toczone dookoła po chińsku i tajwańsku, łącznie ze swoimi rozmowami telefonicznymi (jeżeli akurat przy mnie odbierze), szybko załapał europejski zwyczaj jedzenia z zamkniętym dziobem i niemlaskania, otwierania drzwi, przepuszczania pań oraz podawania płaszcza (to chyba pierwszy raz na oczy widział). Słowem – aż nieprawdopodobne, że to Tajwańczyk, co nosa swego płaskiego poza rodzinną wyspę nie wytknął, a i za miasto wyjechał w całym życiu kilka razy tylko. Ja to mam jednak olbrzymie szczęście do poznawania fajnych ludzi – pal diabli, że w karty przegrywam :D
Konkluzja jest taka – w każdym kraju znajdą się ludzie, którzy psa zjedzą, którzy stukną psa samochodem i bezrefleksyjnie pojadą dalej, i tacy, którzy psa przygarną.
A o specyficznych psio- pańskich zwyczajach na Tajwanie – opowiem następnym razem :D

2 komentarze:

  1. ~Agga
    26 Listopad 2012 20:21
    No to Ci się kolega trafił…za wyczyn i zachowanie ucałuj go ode mnie i to zdrowo – od serca. Powiedz że jeśli wejdzie w rodzinę – ma u mnie sporego PLUSA. Na pewno wstawię się za nim przed każdym kto by go potępiał :D

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Majia
    27 Listopad 2012 04:57
    Ha, Agu, jemu wystarczy że zaprosisz go na basen i będziesz paradować w bikini :D A jeszcze do tego koleżanki sprosisz typu Ewson, Wróżson (Kasia się nie nadaje bo za chuda), to już w ogóle raj… A jak dorzucisz do tego karmienie gołąbkami, roladkami,ciastem etc to sama zacznę mu zazdrościć…
    Ale faktycznie – zaimponował mi potężnie. Nawet nie dlatego, że psy i koty kocham nad życie ( bo lubię, ale w granicach rozsądku), tylko dlatego że po otrzepaniu się stwierdził że zrobił co zrobić powinien.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...