Tak, przez ostatni tydzień nie zajrzałam nawet na bloga.
Z góry przepraszam zatem (odziewam się w worek pokutny, kolczaste sandały i popiołem posypuję głowę) za zaburzenie porannych rytuałów w Polsce.
Najpierw jednak chcę podziękować – za liczne odwiedziny, które mnie prawdę mówiąc zaskoczyły. W ciągu miesiąca nabiło się bowiem na liczniku przeszło 1000 wizyt, i to bez żadnej reklamy na przykład na głównej stronie onetu… Zrobiło mi się miło, nawet jeżeli zakładam, że ok 30% z tego to moje wejścia…
A teraz o tym co robiłam, kiedy mnie tu nie było… Nastał bowiem bizi tajm.
* mam tutorki – czyli chińskie dziewczynki, studentki na wydziale czegoś co się nazywa APPLIED CHINESE (Chińska filologia stosowana, coś jak nasza rodzima filologia polska, którą kiedyś, w zamierzchłych czasach ukończyłam…
). Tutorek mam 5, i spędzam z nimi zdecydowanie więcej czasu niż zalecane i obowiązkowe 5 godzin w tygodniu…

* zaczełam chodzić na siłownię – głównie dlatego, że się ochłodziło nieco, a także dlatego, że moje obwody w strategicznych punktach ciała zaczęły niebezpiecznie zbliżać się do standardów baryły (waga w górskiej wiosce u Koko pokazała -60Kilo!!!) – minimum godzina dziennie na zabawnych sprzętach w rodzaju bieżni i takie pedałulca, nie wiem jak się to zowie, plus owocne konwersacje między innymi z tutejszymi pakerami ( nie wiem kto ma większą frajdę – ja czy oni)
*wir zakupów – tak, tak, dałam się namówić na liczne window szoppingi, będące tu codzienną i typową rozrywką… masakryczna sprawa, ale dziewczyny lubią ze mną chodzić, bo nikt nie powie mi słowa kiedy np odkręcę wszytskie kosmetyki na półce żeby powąchać – im nie wypada
* zepsuł mi się aparat. A publikowanie bez zdjęć… no cóż. Nie tutaj. Od razu mówię – nie jest to jakaś koszmarna usterka. Mam zakłócenia na linii transferu zdjęć ( czyli czeka mnie zakup – nowej karty, nowego czytnika i/lub kabla do przesyłania).. a nie chciałam pisać i publikować wrażeń czysto tekstowych… bo to tak jak tłumaczenie Pigmejowi specyfiki zjawiska śnieżycy, albo dyskusja ze ślepym o kolorach i innych… my znamy banknot 50 zł jako niebieski, z Kazikiem, a on jako średniej wielkości z rombem… Posiadane przeze mnie szkice notek zakładają ilustrowanie ich… więc chwilę poczekamy…
* nadszedł czas midtermów, czyli I sesji egzaminacyjnej. NIby nie muszę niczego zdawać, ale … I tak mamy jakieś pseudo testy a pasowałoby dobrze wypaść, w razie gdynbym chciała się ubiegać o obniżkę czesnego….
*siedzenie kołkiem przy biurku dało mi po pupie. Dosłownie. Kręgosłup mnie boli od niewygodnego krzesła, więc unikam siedzenia… A tak naprawdę kontruktywna notka na blogu to około godziny. Plus czas na przeszukanie i obróbkę zdjęć
* no i ostatnie. Czytam książkę. Trochę po polsku, trochę po angielsku, a trochę po chińsku. O książce też opowiem osobno.
Ale w ten weekend postaram się poprawić
i napisać tyle, żeby było co publikować, dla żądnych plucia poranną kawą po monitorach 


Dla wszystkich innych którzy również jak ja śledzą poczynania szalonej KOBRY