czwartek, 8 listopada 2012

Niuanse chińskiego języka – homofonia*


* Homofonia nie ma nic wspólnego z homoseksualizmem, homofobią i tego typu medialnie popularnymi bajerami. Z greckiego oznacza „jednorodne/takie samo brzmienie, występuje też w języku polskim aczkolwiek w ograniczonym zakresie (zebra, laska, pory itp).

Dziś, zupełnie przypadkiem,  znów za głęboko wpadłam w komplikacje chińskiego języka. Przy okazji niespodziewanej zapowiedzi dyktanda wynikającego z nadgorliwości zazwyczaj wyluzowanej nauczycielki Chen- spowodowanej nalotem nielubianej przez nikogo, ale dzierżącej ster rządów HuaYuZhongXin, nauczycielki Ma. Jej końska facjata w wielkich, szpanerskich okularach wyłaniająca się zza winkla (gdzie uprzednio podsłuchiwała z lubością przez ostatnie parę minut), zawsze wieszczy kłopoty, w tym wypadku w naprędce zorganizowany midterm analizujący szwankujące słuchanie ze zrozumieniem.
To, że chiński jest miauczący i w zależności od intonacji jedno słowo ma przynajmniej 4 diametralnie różne znaczenia - już chyba każdemu wpoiłam. Tak naprawdę znaczeń jest więcej, bo jedna sylaba z tonem (a nawet jeden pojedynczy dźwięk – ale rzadziej!) może być zapisana wieloma piktogramami, więc dopiero zestaw „ton plus kontekst” determinują znaczenie.
Ale o sssso chozzzzii?
Wyjaśnię to przykładem. Koleżanka ma na imię Yú n (芸). Wymawia się to (między innymi) identycznie jak 雲, czyli chmura. Kosmos?Troszkę tak, ale kosmos rodzący wiele ciekawych możliwości (i spędzający sen z powiek leniwym studentkom szkół językowych)… Więc może panna Yun na przykład swoje prace sygnować obrazkiem chmurki, może mówić o swoim smutku – że dziś pada i wiele innych wersji rozwojowych związanych z jej imieniem. Aczkolwiek niemile widziane jest pomylenie ideogramu (po wzrokowej naganie nauczycielki Ye unikam jak ognia określania krzaczków mianem obrazków) w imieniu z innym, wymawianym tak samo. Więc jako np nauczycielka czy osoba adresująca korespondencję, popełniłabym niewybaczalną gafę, kreśląc nie to Yun…
W ten sam sposób komunistyczno-chińskie społeczeństwo internetowe gra na nosach cenzorom, stosując homofony właśnie. Moja promotorka z bożego dopustu (prawniczka, z nadania zajmująca się grupą amerykanistów i studentów studiów wschodnich… wszystko już jasne?) uznała za NIE-MOŻ-LI-WE i NIE!PRAW!DO!PO!DOB!NE! przypadki przytoczone przez koleżankę, wyjaśniającą jak to młodzi Chińczycy Ludowi robią w bambuko znienawidzonych funkcjonariuszy policji internetowej, szydząc z nich za pomocą homofonów.
Cenzor to „Koń Trawiasto-Błotny”(草泥馬), biegający po „pustyni Male”( 馬樂沙漠)- identycznie brzmi wulgarne określenie żeńskich narządów płciowych, więc sieć chińska roi się od zabawnych historyjek opiewających bystrość i chyżość tego stworzenia pełnego gracji. A w znaczeniu dosłownym oznacza  (cenzorze, ty barani łbie etc), ale automat przeczesujący sieć w poszukiwaniu niebezpiecznych sformułowań nie zareaguje… To ten sam automat, który blokuje hasła w rodzaju: google, youtube, wikipedia, tybet, falun gong/falun dafa, amnesty international, hasła związane z seksbiznesem oraz pornografią.
(Chińczycy kontynentalni zdają się chwytać ironię – to wielka rzadkość w Azji! Tajwańczycy są dosyć prostolinijni, żeby nie powiedzieć tępawi w tej dziedzinie, i uważają ironię za tropikalne zwierzątko futerkowe, żyjące w lasach deszczowych nad Amazonką. Chyba dlatego, że Tajwan jest gospodarką rynkową, opartą na kulcie skaczących słupków importu, eksportu i wzrostu PKB – podczas gdy w Da Lu w dobrym tonie w pewnym wieku i pewnym środowisku pozostaje alternatywa i opór wobec rządzących)
A mi ich zabawowe podejście do homofonii dodaje kolejne schodki na drodze do jako-takiego opanowania ich języka. Prostackie sposoby zapisu omijające wbudowane protokoły kontrolne w zachodniej sieci (zapis p0rn z zerem zamiast porn z literką „o”) jest po prostu trywialny! Cóż, nie planuję brać udziału w chińskim ruchu internetowego oporu, natomiast szybko powinnam opanować kwestię zmiany proxy (tak się to chyba zowie – bo mam blokadę na wiele polskich stron jako osoba spoza kraju)
Cóż, wypada się pożegnać, bo mam do zgłębienia już, na poziomie początkującym – chyba ze 30 homofonów, a jutro teścik, dyktando plus rozumienie ze słuchu.
Do kwestii homofonii, cenzury i tzw języka marsjańskiego jeszcze wrócę – to obecnie jeden z wałkowanych tematów, zresztą znalazłam fajne artykuły w językach mi znanych o specyfice chińskiego koalangu. Najpierw muszę trochę bardziej się doedukować ogólnie… Jak się douczę i was douczę :D

2 komentarze:

  1. ~Mantis
    8 Listopad 2012 09:25
    „Każda JEDNA sylaba może być zapisana w inny sposób i dopiero ton plus kontekst determinują znaczenie?” Wyczytałam, że język chiński składa się z około 50 000 znaków, do których wciąż dochodzą nowe, ale już 5-6 tys. wystarczy, aby biegle czytać(!) Lecz osoba, która zna ich tylko 2000 uznawana jest za analfabetę. Do tego dochodzi wymowa, która może być inna w zależności od dialektu plus kaligrafia… Chcesz nauczyć się chińskiego? Naprawdę? Jest to w ogóle możliwe? o_O

    OdpowiedzUsuń
  2. Majia
    8 Listopad 2012 09:39 · Odpowiedz
    Modliszko, twoje pytanie uczynię tematem kolejnych rozważań.
    Pokrótce odpowiem – tak, chcę się nauczyć może nie biegle ale komunikatywnie w stopniu codziennego zycia tutaj. Poezji pisać nie będę, ale wypadałoby do lekarza iść bez słownika a w sklepie nie pokazywac paluchem, nie mówiąc już o jakiejkolwiek konwersacji ( taki upper intermediate, B1/B2 wedle unijnej klasyfikacji certyfikacji kompetencji językowej).
    Uczę się, trochę już czytam, trochę mówię, czasem nawet mnie rozumieją :D . Wszystko jest możliwe, kwestia pracowitości, cierpliwości, czasu i tych 3-5% talentu. A poważnie – naprawdę momentami jest trudno, ale nie wolno się załamywać. Sztandar w dłoń i dziaaaaaajoooo ( 加油!!/które google tłumaczy jako tankowanie, ale oznacza to naprzód, dasz radę i jest wrzaskiem zachęty rozlegającym się od rana do nocy)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...