środa, 27 marca 2013

Z wiadomości…


Dzisiejszej nocy ponoć coś się trzęsło. I to porządnie. Niestety, albo stety – przespałam, bo wyrąbana byłam jak koń po westernie wskutek długiego i pracowitego dnia, poświęconego z równym zaangażowaniem na naukę i pisanie wrednego testosa, jak i na zdobywanie nowych doświadczeń do opisania na blogu.

Mój kolega pisał u siebie na blogu, że się solidnie wystraszył, bo w Kaohsiung trzęsienia ziemi nie są zbyt częste. A to było pierwsze i dosyć odczuwalne
Inny kolega stwierdził, że Hameryka znów testuje ten alaskański wywoływacz deszczu czy inną broń klimatyczną (HARP, HACCP czy jakoś tak) i s..syn Bobama spać ludziom nie daje bo próbuje w Koreę trafić tym ustrojstwem. Fakt, ostatnio jak próbował, to w Japonię walnęło… Swoją drogą, celownik w tej wiatrowej machinie to mają chyba wybitnie made-in China, wybrakówka straszna. Bo gdzie Tajpej a gdzie Phenian, zwany teraz Pjonggjangiem? 
A ja – w swoim bezpiecznie ustawionym łóżeczku (w rogu pomieszczenia, bo materiał konstrukcyjny łamie się zazwyczaj w środku, zbieg dwóch lub więcej ścian jest bardzo bezpieczny) – przespałam jak niemowlak rzeczone wstrząsy. Wszyscy chyba kojarzą, że dzieci lubią jak im się wózek kolebie… Więc mnie też pokołysało na lepsze spanie.
Ogólnie rzecz biorąc, miejscowi nie spuszczali się specjalne nad nocnym trzęsieniem ziemi – poza tymi bliżej epicentrum, bo w Tajpej magnituda wyniosła 6stopni w skali Richtera. Ogólnie w stolicy ma się co trząść – zabudowa tamtejsza to wieżowce, wyższe wieżowce  jeszcze wyższe wieżowce i Taipei 101, który swego czasu zajmował zaszczytne stanowisko „najwyższego budynku świata”. Plotka i teoria spiskowa głosi, że zbudowanie tego ponad 50-0metrowego kolosa spowodowało zaburzenie struktury geologiczno-tektonicznej etc, i właśnie dlatego, z powodu błękitnego giganta sterczącego w krajobrazie niczym reklama pewnej bardzo znanej błękitnej pigułki, widocznego w promieniu 40 km i z kosmosu też – telepie się bardziej. Co wrażliwsi koledzy wspominali, że pierwsze tygodnie na Pięknej Wyspie spędzili dreptając pomału na szeroko rozstawionych nogach, ostrożnie stawiając kroki i asekurując się parasolkami i kijkami – bo po asfalcie i betonie chodziło się jak po galarecie…
EDIT – trzęsło się nie w nocy, a w biały dzień. I nic nie zauważyłam! jestem chyba wyjątkowo odporna… 
 A ku pokrzepieniu serc – jeszcze jeden atykulik, którym się od wczoraj podniecają tajwańscy koneserzy fotografii i podróży - historia jednego aparatu z Hawajów

2 komentarze:

  1. To że przespałaś trzęsienie czy też go nie zauważyłaś to tylko lepiej dla Ciebie. Chyba nie ma czego żałować.

    Teraz zaczną testować kapsuły podwodne wykonane z tego samego materiału co etui na aparat. Jedyną różnicą będzie to, że każda kapsuła przeznaczona dla rasy ludzkiej - będzie musiała mieć na wyposażeniu aparat tlenowy. :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Kwestia nie w materiale a w szczelności spoiny. To analogiczny problem do - czemu nie robi się samolotów z tego samego materiału co czarne skrzynki

    A co do trzesienia ziemi - lepiej się obudzić i wiać niż ocknąć się nad ranem pod elementami konstrukcji...

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...