środa, 20 marca 2013

Mieszkać na Tajwanie II


Max po pobieżnym oblukaniu polskiego mieszkania – fakt, że bardzo ładnie urządzonego – zrobił oczy jak 5 zł. Że można mieć ściany niebieskie, i tak inaczej poukładane meble, i pod sufitem jakby wielki lampion chiński w białym kolorze zamiast jarzeniówki, i wannę, i prysznic z kabinką, i obrazy na ścianach… A po zaznajomieniu go z ogólnodostępnymi metodami indywidualnego zagospodarowania przestrzeni (typu fototapeta, kolorowe ściany, niewiele więcej, bo miało być do 300 zł) wzdychał zauroczony kompletnie. Na zmianę sytuacji w dziedzinie „mieszkaj ładnie” i rozwijający się tzw „cocooning” nie ma co liczyć. Po pierwsze, tajwańskie – i ogólnie azjatyckie podejście do mieszkania nieco – sporo różni się od europejskiego. Tu rzadko zaprasza się w gości, a jeżeli już, to tylko do znajdującego się zaraz za drzwiami, połączonego z kuchnią salonu.

Idąc w odwiedziny do koleżanki rzadko mogę przekroczyć próg jej pokoju, najczęściej siedzimy w ogólnodostępnej przechodniej części mieszkania. Tam się uczymy, obgadujemy wszelkie sprawy – a nie, jak to w Polsce, w zaciszu buduaru dziewczęcego. Inna sprawa – to pragmatyzm Tajwańczyków, po co bowiem ozdabiać pomieszczenia? Szkoda kasy, no chyba że ozdóbki mają być „feng shui” i przynosić do domu szczęście, zdrowie i pomyślność oraz kasiorę :D  Wówczas jak najbardziej… Można np sprawić sobie malutkie akwarium z 9 kolorowymi rybkami, jakieś muszelki, lampki czy nawet za grubą kasę zakupić tzw geodę – czyli przecięty na pół kamień z kryształami w środku, które -sprowadzane z Brazylii osiągają horrendalne ceny. Ewentualnie ze względów „prestiżowo-pokazowych” – jeżeli mój biznes jest z tych, co się je w domu prowadzi, można coś pokombinować, z różnym rezultatem – mając na celu uatrakcyjnienie wnętrza salonu.
Ale jak wygląda taki salon? Otóż, wyposażony jest w drzwi. Wejściowe drzwi, rzecz jasna. Wielkie, często metalowe z grawerunkiem, i kratą. Grawerunek np.: w feniksy lub rajskie ptaki i krajobrazy, mające za zadanie lekko i przyjemnie przyciągać fortunę do zamieszkujących wnętrze za drzwiami obywateli. Ale – zanim do drzwi dojdziesz i otworzą się one – zauważasz czerwone z czarnym naklejki dookoła futryny. Papierowe lub z folii, ręcznie malowane na papierze w złoty rzucik lub maszynowo wykonane w chińskiej/tajwańskiej fabryczce – nalepki mają za zadanie chronić dom, przynosić szczęście, zapraszać pieniądze i dobrych ludzi, a złych trzymać na dystans. Nie wiem czy działa, ale co do tej ostatniej pozycji – naklejki się słabo sprawdzają, i dlatego wierzeje (bo drzwi to za mało) są solidne, grube, rzeczywiście antywłamaniowe. Okna z kolei „zdobią” równie konkretnie wyglądające kraty. Okna bez krat – okna mieszkań na wynajem, o najemców nie trzeba dbać.
Zaraz za drzwiami szafka na buty, przedpokoju bowiem z definicji brak, bo i po co? oni nie potrzebują wiatrołapów, to ciepły kraj. Obuwie w azjatyckim domu zostawia się bowiem na zewnątrz, ewentualnie w drodze wyjątku tuż przy drzwiach – i zamienia na „urocze” piankowe klapciuszki wielorazowe, wieloużytkownikowe. O grzybicy stóp – nikt nie słyszał. O zajumaniu bucików dla kawału lub logo z łyżwą – chyba też nie mówili w wiadomościach jak dotąd. Kapciuszki domowe obowiązkowo zaś zostawia się przed progiem sypialni i łazienki.
Potem – drewniana kanapo-leżanka z poduszkami, niewygodna jak nieszczęście, bo szczebelki wbijają się niemiłosiernie w pośladki i dolny odcinek kręgosłupa, do tego niski stoliczek, wiatrak, komoda na TV z TV. I tyle. Ewentualnie upchane w gablotki owoce mani zbieracko-łowieckiej pani domu (np ciocia Młodego zbiera świnki, bo się z kasą kojarzą, i w zamiarze tą kasę do domu ściągać będą, mocą świnki skarbonki uwięzionej za szkłem witryny; mama Lydii z kolei jest maniaczką Hellou Kitti i ma olbrzymią kolekcję kotka bez pyszczka w duuuużej ilości odsłon). Ponadto – czasem jakiś buddyjski akcencik, czasem dao lub chrześcijański. Bywają obrazy lub zdjęcia rodzinne, obrazy rzadko kiedy abstrakcyjne, często zaś skrzące się złotem i prezentujące raczej tematykę i styl kojarzony z gustem babcinym. Zdjęcia rodzinne – czyli sztywne grupy w raczej niemodnych ciuchach(jasno pokazujących bliskość lat 80 a nie XXIwiek), swą postawą podkreślające zarówno status materialny (mniej lub bardziej dyskretny błysk zegarka czy torebki z biżutami) jak i wyjątkowość okazji dla której rodzina udała się do fotografa. No i obowiązkowo – talizman z obowiązującym rokiem (teraz wąż, wcześniej były smoki rozmaitego stopnia szkaradności). Mogą być jeszcze rośliny – głównie bambusy w grupkach ułożonych w piramidalne kształty. Ewentualnie fontanna z turlającym się kamykiem i diodami LED. Ogólny efekt jest dla europejskiego oka… powiedzmy mocno kolorowy. Aż gałki bolą.
Z salonu widać kuchnię – wykafelkowaną od góry do dołu najczęściej, z okrągłym stołem z obracanym blatem ( to akurat świetny wynalazek, eliminujący konieczność sięgania przez stół po półmiski oddalone od siebie). I tyle zobaczy przeciętny gość.
Ewentualnie łazienko-ubikację, z tronem w stylu zachodnim i prysznicem bez kabiny, i koszem na chusteczki (papier w rolce jest naprawdę drogi).

W pokoju Młodocianego króluje mega-bajzel z lekka organizowany za pomocą wielkich plastikowych pudeł. Większy nawet niż u mnie – bo Tajwańczycy to rasowi zbieracze. Wypatrzyłam u Młodego plecaczek z czasów szkoły podstawowej, w dinozaury. Dlaczego nie wyrzuci, plecaczka i całej masy mocno” wyszłych z użycia” gratów? Bo się mogą jeszcze przydać, tak powiedział tatulo, więc syn słucha. A ja swym mało bystrym oczkiem przez kamerkę skajpową potrafię wypatrzyć takie rarytasy jak różowa pościel( ona nie jest różowa! ona jest deep purple and light violet!, czyli fioletowa i fiołkowa…), torebka w kształcie gitary elektrycznej ze srebrnymi pomponami (etap złego chłopca w szkole średniej), zegar w pokemony i całą masę innych gadżetów zgrupowanych w hałdy… A mówili, że mój pokój to czarna dziura i szuflandia :D
W pokoju Nico jest nieco lepiej (większa powierzchnia i więcej mebli), ale dizajn dupy nie urywa. Biorąc pod uwagę budżet, jakim dysponuje rodzina Wang, przy odrobinie dobrych chęci Nico mogłaby mieć zajebistą Krainę Dziewczęcości – a ma coś w rodzaju składzika z meblami od Sasa do Lasa. TangXin w pokoju ma wszystko, ale w niewielkich ilościach (logistyka z wyspami Penghu jest nieco skomplikowana, a do samolotu można zabrać tylko 20 kilo bagażu, więc żyje moja Syrenka Tang nieco ascetycznie), z kolei jej współlokatorka szafę ma wypchaną ciuchami na cosplay, a ubrania codzienne poutykane gdzie bądź – ale- aby nie było efektu „po wybuchu granatu”- kitra je za okienną zasłonką (raz zza zasłonki się wysypały, dziewczyna się baaardzo zawstydziła, szybko wyprosiła mnie za drzwi, upchała pobojowisko abarot za kotarę i zaprosiła z powrotem :D )
Dlatego wielkim odpoczynkiem dla mnie są wizyty w IKEI, gdzie gramy w chowanego w ładnych pokoikach – oraz w pomysłowo zaaranżowanych wnętrzach urządzonych przez niektórych znajomych.
Poniżej – domy Rosjanki Tańki oraz Kanadyjczyka Tylera. Tania sama wykonała wszelkie malowidła, pawie, kotary, lampiony i inne. Jest plastyczka, ma swoją „klasę artystyczną”, poza tym robi wszelakie rękodzieła, od kolczyków z drutu, przez figurki z gliny, ręcznie malowane koszulki i kaski, po wypalaną w na drewnie ikonę Matki Boskiej z Jezuskiem w stylu mangowym.
Tyler poszedł nieco na łatwiznę – bo wszystko niemal kupił w szwedzkim supermarkecie meblowym, ale ściany i drzwi odnawiał sam. Efekt finalny – miły dla oka. Jest sporo prawdy w twierdzeniu, że chłopcy o miękkich ruchach mają większe wyczucie estetyki :D
Wczoraj wracając ze szkoły zobaczyłam mojego Właściciela przepychającego biurko. Jak dotąd, siedział on frontem do klienta, ciupiąc na dwa komputery w rozmaite gry i w razie potrzeby wstając do klienta chcącego pieczątkę czy zapasowy klucz. W wyniku re-aranżacji, mającej za cel „zmianę energii”, „dopływ qi” i poprawę finansów oraz koniunktury - właściciel punktu usługowego ciupie w gry odwrócony zadem do lady, a w dodatku wszyscy widzą, że nie zajmuje się on bynajmniej działalnością biznesową i odpowiednią dla przedziału wiekowego 40+ tylko lata na smoku i grzmoci piorunami w kierunku centaurów czy innych wróżek.
A ja sprawiłam sobie małe akwarium. Chciałam pieska (ja i córka właściciela też), ale niestety kontrakt najmu jasno mówi – żadnych psów/kotów/królików i ogólnie zwierząt futerkowych. Więc mam akwarium, w wielkim sekrecie :D

5 komentarze/y do Mieszkać na Tajwanie II

  • Urządzanie akwarium jest jak stwarzanie nowego świata. :)
    • Majia
      Tu niestety nie było za wiele do urządzania :D
      Wrócę do Polski – wtedy sobie urządzę takie minimum 100 litrów, ciemne, dla 100 neonek i 3 glonojadów :D
  • Opowiadaj! No co tam oswajasz?
    Akwarium to jest ekosystem, musisz dowiedzieć się na ten temat jak najwięcej, bo nie będzie działać. Przede wszystkim, towarzystwo należy sobie przemyśleć. Przyjęło się, że na 1cm ryby przypada 1 litr wody. Rośliny żywe? A jakie podłoże, filtry i oświetlenie? W ciemnicy zamierzasz je trzymać? Czasem lepiej, ażeby ludzie zostawili zwierzaki w środowisku naturalnym, niżli mieliby je męczyć.
  • ~Majia
    Długo zyłam w nieświadomości odnośnie akwarystyki… Miałam rybki – pudzianki i inne komandosy, co im woda z krakowskiego kranu nie była straszna, parę zywych roślin , jakieś tam bąbelki, glonojada i ślimaka (z tendencją do rozwoju liczebnego)…
    Potem poczytałam poważne publikacje akwarystyczne i stwierdziłam – OMG. Chrzanić pielęgnice, skalary i inne szpanerskie. Gupiki i neonki oraz inne mało skomplikowane rybki są najfajniejsze…
    Ciemne – nie znaczy bez światła. Ale neonki wolą ciemne dno i światło filtrowane przez dużą ilość roślin po wierzchu :D
    Jednak to wszystko – dopiero kiedy dotrę do Polski…
  • Poczytaj, poczytaj. :) Gupiki rozmnażają się jak głupie i z tym może być w dłuższym okresie czasu problem, neonki według mnie są jednak delikatne i podatne na choroby, bo jak jedna zacznie chorować, to zaraz cała ławica. Pielęgnice, wbrew pozorom, są łatwe w utrzymaniu, ale może to ja nabrałam już dośiadczenia? -Trudno powiedzieć.
    Ale nie opowiedziałaś mi o swoim pupilu. Zabierzesz go ze sobą?

1 komentarz:

  1. Jak widać na załączonym obrazku Tajwańczycy żyją bardzo skromnie, aby nie użyć słowa po wsiowemu. Nie urażając "wsiaków" :D

    Ale zdarza się że obcokrajowcy wprowadzają im do kraju jakiś rodzaj harmonii, ładu i składu...

    Wcale się nie dziwię że nie chcą zapraszać znajomych do swojego pokoju - to chyba nie tyle ze zwyczajów co zwyczajnie ze wstydu.

    Co do zwierzaków nie wspominałaś o zakupie jakiegokolwiek a tym bardziej pochodnego od czworonoga. Czyżby brakowało Ci kogoś kto towarzyszy Ci każdego dnia o każdej porze?

    Co do akwarium jest to zajęcie bardzo czasochłonne i wymaga sporo uwagi. W początkowej fazie (nawet do roku) jest wyjątkowo absorbujące.

    Widziałaś nasz twór - całe 280 litrów - zbiornik rządzący się swoim życiem: https://fbcdn-sphotos-e-a.akamaihd.net/hphotos-ak-ash3/575317_463237147051426_1267873637_n.jpg

    A tu masz link do strony o akwariach roślinnych - polecam fajna sprawa mimo iż wymaga sporo cierpliwości od użytkownika :D

    http://www.roslinyakwariowe.pl/galerie/zdjecia-akwariow/akwarium-72l-korzenie-mgm-glossostigma.html

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...