niedziela, 6 stycznia 2013

Cosplay

Cosplay to taka wywodząca się z Japonii zabawa, polegająca na przebieraniu się za bohaterów tych popieprzonych, perwersyjnych kreskówek, które drenują mózg, zaszczepiając tęsknotę za dziwnie brzmiącymi językiem, pudełkiem śniadaniowym, mundurkami szkolnymi i innymi drobiazgami z Kraju Kwitnącej Wiśni.
Tokijska dzielnica Akihabara jest mekką przebierańców wszelkiej maści - można tam spotkać posegregowane tematycznie/tytułami anime/mangi… Przynajmniej tak głosi legenda powtarzana przez czytelników Mangazynu oraz dawnego Kawaii. Nie byłam, nie sprawdzałam – ale Akihibara jest na mojej liście miejsc do odwiedzenia, gdyby udało mi się kiedyś zahaczyć o Wschodnią Stolicę.
Tajwan – który kiedyś był japońską prowincją i nadal wykazuje silne zapożyczenia z kultury gejsz i samurajów jakoś nie może się pochwalić podobnym miejscem. Owszem, są parki tematyczne, a także upiornie różowe domki Słodkiej Kici (do którego ciągle brak mi odwagi wejść… mi i wielu innym, robiącym sobie sesje fotograficzne pod murami w kolorze pink) – ale kultura cosplayu nie cieszy się jakąś szczególną popularnością.
Pierwszymi przebierańcami jakich udało mi się zaobserwować – byli moi japońscy koledzy z klasy, którzy zostali przez uczelniane Biuro Wymiany Międzynarodowej zmuszeni do przedstawienia jakiegoś programu artystycznego podczas szkolnego pikniku charytatywnego. Cóż mogli wybrać Japończcy? Ano, japońskie tańce, będące układzikiem średnio rytmicznego tupania, podskakiwania i obrotów połączonych, do znanej wszystkim nutki z : Pokemonów, Czarodziejki z Księżyca i paru innych kanonicznych kreskówek. A jak urozmaicić tą mizerię? Ano przebieranką :D , za bohaterów narodowych …
Co do rdzennie tajwańskich cosplayowców – istnieją! Współlokatorka moje Syrenki TangXin jest własnie taką otaku: gra na klarnecie, trenuje kendo z mieczem większym od niej samej i co weekend kupuje nowe ubranka cosplayowe, w których się potem fotografuje :D ma małą szafeczkę na ubrania – taki niewielki drążek plus ze 2 półki, oraz – normalną szafę zajętą przez swoje hobby, wyprasowane, popakowane w pokrowce – kostiumy w rozmiarze dziecięcym (bo koleżanka jako standardowa Azjatka sięga mi po brodę, a z nogawki moich dżinsów swobodnie zrobi sobie 6 minispódniczek).
Ale obecnie japońska kultura masowa jest nieco w odwrocie, wyparta przez tańszą, pochodzącą z bliskiego Kraju Kwitnącej Robótki Ręcznej, czyli Korei. Obecnie Korean Fashion to je to!, metka oznajmiająca „made in Korea” lub upstrzona lizakowatym alfabetem hangul jest automatycznie przyczyną do podniesienia ceny o 100%, a japońska myśl technologiczno – dizajnerska leży w koszach z przeceną (poza, oczywiście sprzętem elektronicznym, samochodami i wyrobami Hi-Tech, mówię raczej o modzie i urodzie).
Dla przykładu – skarpety ściągające stary naskórek ze stóp – taki odpowiednik upierdliwego pumeksowania: koreańska firma TolyMoly to wydatek około 60 PLN, japoński odpowiednik – 45-50. Ubranka TokyoFashion – od 70 PLN, koreańskie z lizakami marki Korea CośTam - od 100PLN za część (jakości powiedzmy bazarowej, bo moda zmienia szybko, garderobę wypada wymieniać często, więc porządny materiał i trwałe odszycie nie jest absolutnie konieczne). Koreańskie, nie japońskie dramy i przeboje są obecnie najpopularniejsze. A cosplay, podobnie jak manga i anime – ma swoich wyznawców, ale nie tyle ile kilka lat temu.
Jeszcze w czasach kiedy TangXin, Młodociany oraz paru innych przepytywanych przeze mnie znajomków uczęszczało do JuniorHigh lub kończyło podstawówkę – w CentralParku w Kaohsiung co dwa tygodnie odbywały się imprezy  i konkursy dla manga-maniaków, wybory Najlepszego Przebrania, inscenizacje itp. Na ciuszki i drobiazgi związane z cosplayem szeroką strugą płynęły Nowe Tajwańskie Dolary, rodzice fundowali dzieciom kosztowne hobby, studenci rozwalili kieszonkowe na coraz wymyślniejsze kostiumy. Ale – coś się zmieniło, ludzie zaczęli oszczędzać… Albo inaczej kształtować strukturę wydatków – więc cosplay-ciuchy trafiły raczej do kosza z przecenami, niż na eksponowaną pozycję „Hit Sezonu! Musisz to mieć!”. A stamtąd wygrzebali je moi japońscy znajomi, i przywdziali na swój występ…

3 komentarze:

  1. ~Mantis
    8 stycznia 2013 o 22:11
    Japońscy bohaterowie narodowi tańczący przy muzyce z kreskówek. :) Czy Tajwan ma jakichś swoich bohaterów narodowych? A może są nimi Chińczycy? W Nowym Roku życzę ci sukcesów w nauce chińskiego języka!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. ~Majia
      9 stycznia 2013 o 04:05
      Bohaterów narodowych ma… Ale ponieważ jednym z nich jest nielubiany przeze mnie Chang Kai Shek,a pozostali w sporej wiekszości pochodzą z jego partii – to pisać o nich nie będę.
      Uprzedzę publikację notki – zrobiłam zestawienie firm pochodzących z Tajwanu i znanych na świecie oraz osób o tajwańskim pochodzeniu. Teraz czekam na dobry moment, żeby je ładnie zredagowac i opublikować :D

      Usuń

    2. ~Mantis
      10 stycznia 2013 o 17:20
      Ten twój bohater to z pochodzenia Chińczyk.
      Czemu na arenie międzynarodowej Tajwan nie jest uznawany za odrębne państwo, a jedynie za część Chńskiej Republiki Ludowej? Nie jest państwem niepodległym?

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...