piątek, 23 maja 2014

Pazury tajwańskie, manikiur, pedikiur.. cz I

Przygotowując tak zwany "background" do tematu "kosmetyki azjatyckie" trafiłam na takie dwie panie, eksploatujące temat zajebistych azja-fantazja kremów i kosmetyków koreańsko - wszelakich w Japonii.
Drążenie przedmiotu odbywało się w ramach bloga o rozwalającej serce nazwie "Oriental Queens" w sposób wysoce profesjonalny, z nienaganną dykcją, z użyciem poprawnych form gramatycnych i leksykalnych tudzień oczywiście bogatego słownictwa. I rzecz jasna dokładnie było wiadomo, o co paniom chodzi... Słowem - cud, mjut, ożeszki i kawai. Tak, przez jedno i. 
U Anny z Japonii przeczytałam krótką acz dobitną refleksję o właśnie tym filmiku i efektach testowania próbek w sklepowej toalecie :D Mi ta toaleta przypominała tą moją domową - zwłaszcza ta półka na ręczniki i szczota do pleców powieszona gdzieś na marginesie- ale w japońskiej toalecie sklepowej nie byłam (w tajwańskich takich akcesoriów nie dają). Abstrahując od lokalizacji, efekty przednie, boki zrywać.
Gulp.
Potem przypadkiem spostrzegłam komentarz znajomej mi osoby pod filmikiem opisującym równie profesjonalne i fenomenalne zachwyty nad och ech ął ęł pośladki urywającymi "targami manikjurowymi"

Miłosiernie nie dołączę więcej utworów pań z duetu Cud Kawai/ Oriental Queens.Pisanina jest co prawda nieco lepszej jakości i bardziej składna niż te azjatyczne-fantastyczne zachwyty nad czymkolwiek (teraz co prawda większość filmików jest zablokowana, ale za to dołączone są godzinne wyjaśnienia dlaczego tak, równie intrygujące). Generalnie filmiki mnie nieco zażenowały i odczuwałam spory dyskomfort obserwatora - a oglądałam je sama samiuteńka, i nawet ani jeden karaluch nie był świadkiem hańby i gwałtu popełnionego na moim ojczystym języku, dumie nabytej przez całe pokolenia przodków, a także profesjonalizmie, rzetelności dziennikarsko-blogerskiej, warsztacie i ogólnie całokształcie czegokolwiek.. Nie wiem, czy dało radę z tego filmu wycisnąć jakieś merytoryczne informacje - co kto gdzie jak i za ile? Może komuś się uda, ja za mało kumata.
W każdym razie przy okazji dysputy o przymiotach owego filmu właśnie znajoma mi osoba zapytała - a jak wygląda kwestia manikiurowa na Tajwanie?
Zacznijmy ode mnie.
Paznokcie mi nieco odżyły, rosną w miarę szybko, łamią się jak się łamały. Na co dzień stosuję odżywkę Eveline - tzn jak sobie przypomnę, bo nie widać jej specjalnie, i nawet jak gdzieś odpryśnie, to nie rzuca się to szczególnie w oczy. Na stopach długo miałam strażacko czerwony lakier, tak długo że wgryzł mi się w pazury na amen (wciąż są czerwonawe miejscami), na rękach sporadycznie odżywkę zdradzam z lakierem perłowo-różowym lub czerwonym. Jak mi się chce, to machnę jakiś wzorek - ostatnio miałam wykaligrafowane znaczki chińskie - o zgrozo, z błędem ortograficznym, co Nauczycielka Zhang bezlitośnie wykpiła.
Ale ogólnie- nie powalam jakąś specjalną odmianą azjatyckiego paznokciomaniactwa, nie wcieram, nie piłuję zgodnie z fazą księżyca, nie przeprowadzam "rytuałów pielęgnacyjnych", maluję jak sobie przypomnę i żyjemy szczęśliwie.

Za to tradycyjne i mniej tradycyjne Tajwanki i Tajwańczycy - jak dbają o paznokcie?

Tradycja posiadania długich paznokci w chińskim kręgu kulturowym wywodzi się z tego samego źródła, co krępowanie stóp - czyli z chęci podkreślenia swojego statusu. Kobiety o nienaturalnie maleńkich stópkach nie mogły pracować czy opuszczać samodzielnie posiadłości, zatem posiadacz żony ze "złotymi liliami" dawał jasny sygnał, iż jest w stanie opłacić nie tylko bogato zdobione buciki, ale także lektykę dla małżonki (każdej z osobna) i stać go na to, aby w jego posiadłości kobiety nie zajmowały się pracą zarobkową (pracą w polu i zagrodzie w szczególności).
Podobnie ma się sprawa z karykaturalnie wręcz długimi paznokciami - nie tylko podkreślały status materialny posiadacza, jasno dając do zrozumienia, że może pozwolić sobie na służbę do każdej czynności, której nie jest w stanie wykonać samodzielnie - od sprzątania przez ubieranie i makijaż, pisanie i haftowanie aż po karmienie i trywialne podcieranie tyłka po zakończonej potrzebie fizjologicznej. Oczywiście, istniał system praw określających kto i jakiej długości pazury mógł sobie uhodować bez ryzyka ucięcia ich razem z głową za próbę podszycia się pod kogoś "wyższej kategorii" i rzecz jasna najdłuższe przysługiwały cesarzowi i jego najbliższemu otoczeniu.
Na zachowanych portretach i zdjęciach przedstawiających Cesarzową Cixi/Qixi (swoją drogą, wyjątkowo wredną babę) wyraźnie widać owe pazury.

Aby uzyskać taki efekt, konieczna była intensywna pielęgnacja (u Pearl Buck wyczytałam, ze paznokcie piłowano i polerowano specjalnym proszkiem, podobnym do tego stosowanego w popularnym obecnie manikiurze japońskim), dodatkowo wzmacniano płytkę pastą z żywicy (i stąd wzięły się tipsy :D) a także nakładano specjalne "złote tarczki ochronne". To co widzimy na zdjęciu, to własnie takie "sztuczne paznokcie" nakładane na specjalne okazje.
Popularne obecnie seriale i telenowele dosyć wiernie odtwarzają realia modowe panujące za mandżurskiej dynastii Qing, więc rozpoczął się lekki szał na noszenie "nail rings" - pierścionka, nasuwanego na palec do okolic I stawu paliczka, zintegrwanego ze szponem. Może inaczej - te urocze metalowe i subtelne paznokiety są widoczne na stoiskach z pierdołami, dziewczyny je kupują, ale nie widziałam żadnej pomykającej po ulicy w takim przystrojeniu.
Co zatem króluje na ulicy?

O tym w następnym poście, już w poniedziałek :D

Korzystałam z:
http://mydramatea.wordpress.com/2013/03/13/zhzm3/
http://kellysearsmith.livejournal.com/66667.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...