Kraków oprócz smoka posiada i smog, w rezultacie zaś - najbardziej zanieczyszczone powietrze w całej Polsce (ponoć).
Kojarzę ogłoszenia w radiu że "w dniu dzisiejszym nie zaleca się pobytu dzieci i osób starszych poza domem", kojarzę widok rudawej mgły oglądanej z perspektywy zielonych wzgórz Nowej Huty (i przestrzeni powietrznej ponad tą własnie Nową Hutą). O tak to wyglądało na przykład:
Jednakowoż organoleptycznie stwierdzam, że krakowski smog to małe miki wobec krakowskich bezdomnych. W krakowskim smogu da się oddychać - i mówi to osoba która regularnie czekała na autobus na skrzyżowaniu Podwale/Karmelicka, pod Kinem Kijów oraz Rondzie Mogliskim. Za to ta sama osoba korzystająca z uroków komunikacji miejskiej poddawała się i ewakuowała na siarczysty mróz, dujawicę, gradobicie i oberwanie chmury gdy pojazd zostawał uszlachcony pojawieniem się wysoce aromatycznego bezdomnego - sztuk jeden, który robił lepszą toksyczną robotę niż wszytskie huty, piece kaflowe i samohcody bez katalizatora razem wzięte.
Ale wracając do tematu Azji, ekologii i powietrza.
Miałam pewne niejasne obawy potęgowane sugestywnymi obrazami z Chin, gdzie nie tylko nie widać błękitu nieba nad głową, ale i drugiej strony ulicy.
Foto - Wikipedia "Smog w Pekinie w 2005r." |
Moje wstępne wątpliwości zostały szybko rozwiane poprzez informacje o tym, że Tajwan wiedzie prym wśród ekologicznych krajów Azji Południowo- Wschodniej, że bezustannie wdrażane są systemy ochrony środowiska oraz filtracji odpadów przemysłowych, że Tajwan to nie zagłębie przemysłu ciężkiego, a ośrodek wysoko rozwiniętych technologii produkowanych w sterylnych warunkach, że zalesianie, że parki narodowe, te sprawy. A maseczki (>>KLIK<< tu pisałam o maseczkach) to taki element kultury i tożsamości regionalnej coś jak słynne pasiaste torby "turystek zza wschodniej granicy"
Tak, to ja. Na ceglanej sofie. W maseczce. Co w tym dziwnego? |
No to luz.
Po czym przyjeżdżam, oddycham pełną piersią chcąc poczuć smak i zapach egzotyki i... Najpiew wali mnie obuchem gorący, wilgotny dech, potem zimny i woniejący pleśnią cug z klimy (nie oszukujmy się, klima ma swój zapaszek, no chyba że utrzymana w sterylnej czystości, czego na Tajwanie nie uświadczysz), a potem wielkomiejska atmosfera Kaohsiunga, sowicie przesiąknięta spaliną, siarką i wonią "Kanał nr5".
Nie wygląda źle, co? Świeźo po deszczu |
Tu już jakby trochę mhroczniej, ale wciąż ładnie (wczoraj padało) |
W pogodny dzień Kaohsiung obserwowane z Wyspy Cijin (5 min rejsu promem, 500 m od stałego lądu) wygląda tak:
Tu już gorzej, nie? Nie padało od tygodnia, więc dalszy plan skrywa mgiełka tajemnicy. |
W pogodną noc musisz porządnie wysilić patrzałki, aby dostrzec oddalony o kilka kilometrów symbol miasta czyli "Big Finger" Kaohsiung 85, bo zawiesina metali ciężkich i związków rakotwórczych skutecznie spowija mgłą tajemnicy panoramę miasta. Mi to zdjęcie udało się zrobić po kilku tygodniach podchodów, po deszczu - a i tak nie powala, bo deszczyk był taki sobie, średnio długi i średnio ulewny.
Nie powinno nikogo zatem dziwić, że gwiazdy oglądam głownie na zdjęciach, a o wyjściu na tarasik późną nocą, wyłożeniu się na wygrzanej posadzce i obserwowaniu galaktyk można zapomnieć... do momentu, którym ktoś solidnie nie walnie cię w łeb (mało tu prawdopodobne), aż ci gwiazdy wokół głowy zaćwierkają. Pamiętacie, jak mnie Młodociany przewłóczył po krzaczorach w ramach prezentu urodzinowego? Wtedy, kiedy to dostałam "gwiazdkę z nieba", a nawet całe siedemnaście rachitycznych plamek światła na smolistym niebie? Chyba nie powinno być zatem zaskoczeniem, że Młodociany (jak i większość Tajwańczyków) Mleczną Drogę oglądał w książce do geografii, a kwestia zobaczenia spadającej gwiazdy budzi tu taką ekscytację jak kwestia spadającego raz na dekadę śniegu... A wszystko właśnie przez zanieczyszczenie - świetlne i atmosferyczne, które powoduje, że w pogodną, bezchmurną noc widać - księżyc, Wenus i przy odrobinie szczęścia jeszcze kilka niezidentyfikowanych ciapek.
A oto namacalny dowód na to, że na Tajwanie powietrze ma tyle minerałow, że same nie wiedzą co ze sobą zrobić i czepiają się mnie, durne.
Czy już rozumiecie, dlaczego podróż po Tajwanie odbywa się w takim oto rynsztunku ochronnym?A na zakończenie... Link do stronki z wynikami pomiarów czytsości powietrza na całym świecie. Można sobie popatrzeć i porównać, po czym się zastanowić czy na przykład wiemy w co się pakujemy jadąc do Hanoi / Kalkuty / Pekinu, i czy aby na 100% chcemy podróżować po chińskich miastach na rowerach.
Wyniki z dziś dla Krakowa (podczas deszczu, po sezonie grzewczym) oraz Kaohsiung (po deszczu, który znacznie poprawił jakość powietrza - czyli widać niebo absurdalnie błękitne i czuć zapach kwiatów) i Chin, żeby nie było że u mnie jest źle.
Dziś padało, niebo wyprane chyba w Perwollu i słońce, i chmurki - sielanka |
Witaj,
OdpowiedzUsuńZawsze jak jestem w Krakowie zimą to nie ma czym oddychać więc trudno mi sobie wyobrazić jak może być jeszcze gorzej.
Możesz wyjaśnić o co chodzi z tym rebusem na zdjęciu z ceglaną sofą.
Pozdrawiam
Links
Ujmę to tak... w mniej pogodny i przewiewny dzień żeby na Tajwanie pooddychać świeżym powietrzem z mniejszą ilością cząstek toksycznych i szkodliwych - idziesz do palarni, odpalasz Marlborasa i się głęboko zaciągasz. Przy czym Tajwan jest chyba najbardziej "eko" w całej Azji Południowo-Wschodniej. Te zdjęcia z Chin to nie fotomontaż, mgła itp, to smog spowijający każde miasteczko większe niż 100 000 ludzi. Jeżeli wejdziesz na blog Radka http://tuhanoi.blogspot.tw/2014/03/pogodowe-spekulacje.html lub Emmy http://www.emmawpodrozy.pl/2014/04/1-powietrze.html , to zobaczysz jak to wygląda w Chinach... i Kraków przy tym jest wręcz oazą, z której spaliny powinniśmy butelkować i wysyłać do Szanghaju, żeby Chińczycy mogli poczuć krystaliczną świeżość. Takie mazurskie powietrze to mogłoby ich zabić nadmiarem tlenu...
OdpowiedzUsuńCo najciekawsze - koło głównych arterii na bezpłatnych szkolnych i miejskich stadionach nawet w godzinach szczytu - czyli po pracy, od 15 do 22- masa ludzi gra w piłkę, ćwiczy, biega i się inhaluje... i żyją.
Mieszkałam w Krakowie dość długo, i owszem, bywało duszno i śmierdząco, a na sniegu widać było czarny nalot- ale nigdy wracając do domu nie byłam szaro-bura w odsłoniętych miejscach na ciele. I nigdy po spacerze półgodzinnym nie miałam migreny przez resztę wieczoru.
Rebus był akurat tak do czego innego zrobiony, ale mi pasował. Ja mam maskę (taki typowy visual code w Azji), siedzę na sofie (symbol europejsko-amerykańskiego dizajnu) a pod ręką mam typową wchodnio-"ruską" torbę handlarki, takie zastawienie insygniów różnych narodów.
No proszę, Twój wpis daje wiele do myślenia. Dzięki!
OdpowiedzUsuń