wtorek, 21 maja 2013

Magia cyferek – czyli romantyzm po chińsku


O tym, że Azjaci zbyt wylewni nie są – wspominałam. O tym, że nie będą sypać wyznaniami o stanie uczuć – też pisałam, podobnie jak o oświadczynach, chodzeniu za rączkę itepe. W każdym razie czytelnik powinien pamiętać – Chińczyk/ Tajwańczyk/ Wietnamczyk/ Japończyk/ inny Azjata nie będzie powtarzał „kocham cię”, a gdy usłyszy taką deklarację to zwieje na drzewo albo wyśle interlokutora do psychiatry.

No to jak deklarują sobie uczucia? Hmm.. Nie słowa, a czyny? Prezenty  Noszenie torebek? Karteczki kolorowe? Nalepki na Line (nie wiem czyt w Polsce to jest, ale to taki komunikator smartfonowy, darmowy, więc jest tu bardzo popularny  I tak dalej, domysłów sporo…
Dziś Tajwańczycy i kultura tajwańska-chińska uosabiana przez nauczycielkę Zheng dała radę zaskoczyć mnie po raz kolejny :D Zaczęło się prozaicznie, od testu, który - o dziwo! wysłała nam na maila, kazała rozwiązać w domu i zapowiedziała, że potraktuje go jak normalny sprawdzian. Od zawiłości gramatyki szybko zdryfowaliśmy w kierunku ustalenia terminu wspólnego obiadu w domu Nauczycielki Zheng, na który to obiad wszyscy bez wyjątku mamy sporządzić jakieś danie kuchni narodowej. Nauczycielka Zheng podrapała się mazakiem po nosie, popatrzyła w kalendarzyk, oko jej błysnęło i zadała cięzkie pytanie:
- Jaki był wczoraj dzień?
- Dziękuję, dobry… Deszczowy.. Pogodny… Gorący… Poniedziałek… – padały ze wszystkich stron klasy odpowiedzi, nieodmiennie kwitowane: Mmm, oznaczającym – „Dobrze, ale nie to autor miał na myśli!”
W Końcu nauczycielka Zheng popatrzyła na nas jak na nierozgarniętych i niegramotnych, po czym na tablicy nakreśliła: 2013 520. Nic mi to nie rozjaśniło, zresztą – nie tylko mi, więc wpatrywaliśmy się spojrzeniem tepo-krowio-przeżuwającym. Osobiście czułam koniczynę, malowniczo łaskoczącą mnie w kąciku ust, a nawet mleko łaciate spływające mi do kartonika umocowanego gdzieś za planszą reklamowego tła z łąką. LeiWen(Szok Kulturowy made in Guyana Fhancuska) po mojej prawicy wyglądał równie inteligentnie i w pełni sił umysłowych, niczym ofiara plemienia dla amazońskiego krokodyla. Podobnie reszta klasy.
- Masz chłopaka? -zapytała znienacka Nauczycielka Zheng najbystrzejszą wśród nas Japonkę Saori. Ta pokiwała głową, że nie. – A ty?- A ty? – indagowała po kolei. Nie, nikt nie miał chłopaka, dziewczyny też.
- Mali?- Francuzka Marie-Helene pokręciła głową – Nie…
- Ale jak to, przecież miałaś chłopaka? – Fakt, miała. jeszcze dziś mijałam ich pod bramą Wendzarni, i nie wyglądali na skłóconych.
- Właśnie zehwaliśmy – oświadczyła Marie-Helene.
- E tam, oszukujesz starszą kobietę, w dodatku nauczycielkę…. A co wczoraj ci powiedział specjalnego twój chłopak? Powinien powiedzieć, jak nie powiedział, to może z nim zerwij? – Mali szukała w głowie pomysłu a na to, co powiedzieć miał chłopak…
Nauczycielka Zheng klepnęła w tablicę, znacząco – dalej nie widzicie zwiążku?
Nie, nie widzieliśmy.
5-2-0 przeczytała – wu er ling… wu er ling (łu ar lin/łuoa lin) – zwiesiła dramatycznie głos
- A! -Zatrybił jako pierwszy Takeji/Yuerh – ło ai ni? (我愛你I love you)?
-Taaaak – rozpromieniła się Nauczycielka Zheng. Przecież brzmi podobnie!
No chyba dla gęgających Chińczyków…
Fakt, ich fonetyka jest nieco odmienna – notorycznie mylą L i N (dla nas odległe realizacyjne jak Kraków z Murmańskiem, gdzie nosowe zębowe N a gdzie boczna dziąsłowa L?), różnica między P i B, D i T, Ki G nie polega jak u nas na dźwięczności/bezdźwięczności, a istnieniu lub braku przydechu. Łopatologicznie – po polsku rozróżnia się P i B oraz resztę przykładając palec do gardła i szukając drgań wiązadeł, drgają - dźwięczna  nie drgają – bezdźwięczna. Po chińsku paluchy (lub papierek, lepiej widać) przykłada się do ust, przy P jest przydech z podmuchem, papierek wdzięcznie faluje, przy B brak wyżej wymienionych. Stąd np.: mój sąsiad z ławki LeiWen(Szok Kulturowy) notorycznie ubezdźwięcznia i mało kiedy zostaje poprawiony, z kolei mi się zdarzyło powtarzać K i K i K a nauczycielka wciąż słyszała tam G, bo mój przydech był za słabo dychający…
No dobra, ale co dalej z tym wczorajszym dniem? – zaciekawiłam się potężnie. Może ciastkami dzielą i się załapię na jakieś reszteczki (ostatnio dostałam prawie połowę tortu z okazji dnia matki, bo ani rodzicielka ani dzieci nie mogły przejeść nadmiaru słodyczy i różowego lukru, mniam mniam)??? Niestety, nie, tym razem obeszłam się smakiem, zamiast materialnych dowodów miłości wypada zadzwonić do lubej i lubego i mu przypomnieć, że dzis 20 maja, wymówiwszy to mozliwie pokracznie uzyska się efekt miłosnego wyznania. Podobny dzień to 30 maja, 5 3 0, wu san ling/ łuosanlin – czyli我想你wo xiang ni, tęsknię za tobą, myślę o tobie, w synonimie – kocham cię. No a rok? 2 0 1 3?  er ling yi san? Nie wiem jakim sepleniącym cudem, Chińczyk i chińskojęzyczny ujrzy tam  -  alin isen, kocham cię na całe zycie -愛你一生
- No to jak, zadzwonił ten twój chłopak, czy nie? Może wysłał ci smsa z cyframi- indagowała nauczycielka Zheng. – Bo jak nie, to powinnaś z nim zdecydowanie zerwać, bo to skandal, żeby nie docenić takiej pieknej i mądrej dziewczyny…
- A właściwie  to nie wiem – spointowała Marie- Helene, – chyba nie… Ale nie ma to znaczenia, i tak słyszę to co rano i co wieczór oraz bez okazji…
- Ale twój chłopak jest Tajwańczykiem jak mój mąż? Mój mąż nie jest taki, jestem zazdrosna!
- Tak, on jest Tajwańczykiem, ale ja nie jestem Tajwanka, więc musi się starać dopasować do mnie…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...