poniedziałek, 14 stycznia 2013

Paczka przyszła !!!


Wysłana z Krakowa 26.10.2012…

Wersja ekonomiczna, bo lotnicza niestety w tym pięknym kraju nad Wisłą powala ceną. I…
Teraz mistrzostwo świata w wykonaniu mojej polskiej rodzinki… Ja im podałam adres w wersji krzaczki i w wersji literki. Krzaczki są dlatego, że panie z poczty niekumate, z rzadka umieją przeczytać pinyin bez akcentów i przełożyć na  chiński. Serio, nie jet to łatwe, raz próbowałam – koleżanka dostała wiadomość od kolegi co nie miał chińskich liter na kompie w Niemczech, więc pisał pinyinem (romanizacją) bez tonów – no bo nie miał jak tych tonów oznaczyć (naprawdę się da, ale top zawsze kwestia obustronnej umowy). Przyszła do mnie, bo ja zagraniczna, pinyin to kaszka z mleczkiem (Tajwańczycy stosują pokręcone krzaczki bopomofo i na pinyinie znają się jak kura na pieprzu), więc pomogę ….
Przy nadaniu na Tajwan, żeby było szybko i sprawnie- dla wszelkich danych typu adres musi być normalna, polska pisownia dla naszych pań z poczty, oraz chińska dla pań z poczty tutejszej. Moja mamcia (poznałam jej pismo na paczce od razu!) napisała zaś tak ważne informacje jak:
- Taiwan/Republic of China – coby do drugich Chin głąby nie wysłały
- dzielnicę – na angielskich adresach zawsze jest, na chińskich nie widziałam
- kod pocztowy – przy czym kod jest taki sam dla kilku poczt, więc czasem się bujają z jednym listem przez 20 urzędów, bo nie wiedzą co to za zawijasy tam namalowane, w jakiejś mowie pogańskiej i liczą, że kumaty listonosz rozpozna, a jak nie to abarot, od nowa runda…
- imię i nazwisko córci kochanej, z utęsknieniem na dostawę rodzimych towarów czekającą…
czegoś jakby brak? taaaaak! Mamcia zapomniała napisać – gdzie córcia mieszka. Serio. Wysłała paczkę bez adresu. I jeszcze na brata zwalała, że to on jej tak kazał – a może i kazał? Jakby nie było, ważne że się udało.
Ale jak zwykle z przygodami.
Kiedy mama podała mi numer przesyłki (przez moment miałam serce w gardle, że numer wcięło, albo to była wersja nierejestrowana), zadzwoniłam do Biura Przesyłek w Tajpej – ale niestety, mój chiński był niewystarczający żeby się dogadać z dyżurującym tam panem. Niezawodny Młodociany załatwiał to za mnie, nawet opanował poprawną wymowę mojego imienia i nazwiska, wraz z literowaniem… Rozmowa wyglądała tak:
* Dzieńdobry, ja dzwonię w sprawie paczki… (przełączam, melodyjka tidididididim siumpapapa)
* Tak, dzień dobry… Szukam przesyłki… Paczka ma numer ….., nadana z Polski wtedy-i-wtedy, co z nią jest…. Tak, odbiorca nazywa się Magdalena dwojga imion i długiego nazwiska, z Polski, to taki kraj w Unii Europejskiej… Aha, dobrze, nie wie pani ale sprawdzi pani… to ja zadzwonię jutro.
* Dzień dobry dwa dni później, ach, tak, paczka z Polski, tak tak, dla Magdaleny dwojga imion. Nie, Magdalena nie posiada absolutnie żadnego imienia chińskiego, Magdalena to tradycyjne imię w jej kulturze i nie wypada go zmieniać, ach, nie  nie jest trudne, no i jak z tą paczką… Ach, u was nie ma, ale dzwoniliście do Polski ustalić, że w Polsce tez jej nie ma i jest pewnie na statku? Ach, a statek jest obecnie tu-i-tu  do dwóch tygodni będzie w Tajpej? No wie pani, moja zagraniczna przyjaciółka niezwykle się martwi, bo ta paczka to podejrzanie długo idzie, tak tak, tam są rzeczy jej bardzo potrzebne i już dawno powinny być.
(-Majia, oni mówią, że to przez te wasze Christmas…
- Max, kur..a z pierzem, paczkę wysłali jeszcze przed Halloween, kiedy o Christmas to jeszcze nawet w reklamach nie mówili, a w czasie Christmas to ona była na statku na środku morza, więc nie chrzańcie że statek miał tydzień ferii świątecznych z powodu uroczystości religijnych…!!!)
* Dzień dobry ja w sprawie tej paczki z Polski, dzień dobry, dzień dobry, tak, Magdalena Dwojga imion… ach, nie ma jeszcze? Ale proszę o informację telefonicznie, bo wie pani, na tej paczce nie ma adresu… Tak nie ma adresu, bo wie pani, mama nie zrozumiała, zapomniała napisać… Tak, jest kto, do kogo, kraj, miasto, poczta – nie ma tylko ulicy z numerem…  Tak, proszę dzwonić o każdej porze, jak tylko paczka znajdzie się na Tajwanie, to ja pokieruję dokąd…
(Max, do cholery, ja za tydzień wybywam, a tej paczki ni widu ni słychu… O katastrofach morskich nie mówili, więc gdzie do ona jest???)
* Dzień dobry, ja w sprawie tej paczki z Polski… Cooooo? Jest już w Kao? Gdzie? Aha, Mincu 1, numer 858, 4 piętro… Tak, oczywiście, czyli można podejść jutro, od 8 do 17… Dziękuję…
(Max, żadne jutro, Mincu jest rzut beretem stąd, ten budynek to z okien Wendzarni widać, zbieraj pupę w troki i jedziemy tam natychmiast, jest za dwadzieścia piata, zdążymy!
- Yyyyyy, ale skąd ty to wiesz?
- No ucze się chińskiego ty cholerny głąbie! To że nie gadam głupot jak moje koleżanki z klasy, tylko słucham, nie znaczy że jestem jakaś opóźniona. Po prostu doskonale rozumiem, kiedy się bezczelnie zbiorowo nabijacie z moich koleżanek z klasy i wiem, że mogłabym nie wytrzymać i przylutować któremuś zbyt radosnemu w facjatę, a to byłoby sporym skandalem…
- No ja wiem że się uczysz, ale nie myślałem że ty rozumiesz, bo rzadko mówisz po chińsku… Właściwie to nie wiem, co myślałem, bo ty jakaś taka inna niż wszyscy jesteś, i wiedziałem że czytasz wszystkie neony i pytasz mnie co to napisane, tylko menu ci się nie chce – ale nie wiem czemu nie sądziłem, że rozumiesz jak my rozmawiamy normalnie szybko… Bo jak mówisz to dukasz tak powoli i w ogóle… I w ogóle to mam focha, czyli że rozumiałaś jak rozmawiałem z nauczycielką?
- Tak, zrozumiałam, że zawaliłeś hiszpański, bo ci się nie chciało chodzić w czwartki rano, i że pani ma głęboko to, że musisz mieć wpis żeby się bronić.
- Foch! Ani trochę prywatności nie mam! Taki wstyd, ty wiedziałas o tym hiszpańskim! Idę się zakopać i zaszyć w sobie… No dobra, najpierw odbierzemy tą paczkę…)
O 16.59 trzej uchachani panowie wydali mi pokaźny karton, poklejony taśmą po kontroli celnej. Mieli masę radości, po pierwsze z tego, ze ktoś zapomniał adresu napisać, i nawet mnie przeegzaminowali z tego gdzie mieszkam, a sfochowany Młodociany ani myślał mnie wyręczać… Jak się dowiedziałam, mieli plan dzwonić jutro do Wendzarni w poszukiwaniu studentów z Polski. Bo codziennie dzwonili na jeden uni w Kao, i moją paczkę zdązyło już kilku Polaków obejrzeć…
Młodocianego udobruchałam dopiero czekoladą Wedla, już w domu.
Za paczkę – serdecznie dziękuję :D Tylko gdzie zupki instant, rosołki, barszczyki, ogórkowa z grzankami?

6 komentarzy:

  1. ~Mantis
    14 Styczeń 2013 23:02
    I bardzo dobrze, że nie przyszły ci te zupki! :D
    http://tinyurl.com/ctorq7m
    Mam plan! :P Nauczysz się jak przyrządzać chińszczyznę, a później otworzysz knajpę w rodzinnym mieście i będziesz spać na forsie. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ~Majia
      15 Styczeń 2013 01:52
      Zupki były nie dla mnie, bardziej dla lokalsów, co są ciekawi jakież to smaki królują nad Wisłą… Oni na okrągło wcinają instanty, wifonki i inne szybkie makarony (dałam tu zdjęcie ze sklepu, półka z makaronami instant ma na bide 4 m długości i jest szczelnie zapchana pseudowołowinką w 20 smakach itd)
      W moim mieście jest kilka knajp „Chińskich”, z wietnamskim kucharzem i skośnooką mafią :D Zreszta – spuścmy zasłonę milczenia na me wyczyny kuchenne. Jedyne co mi wychodzi to szarlotka.
      Ale fakt, jest coś, czego mi w Polsce brakuje – hotpot. CZyli taki rosołek pyrkający na palniku tuż przed twoim nosem, gdzie ty wrzucasz sobie co chcesz – mięska, małże, warzywa, makaron, pierogi, grzyby etc a potem to spożywasz… Tylko u nas wietrzę widmo sanepidu oraz poparzonych dziecięcych rączek i milionowych odszkodowań…

      Usuń
    2. ~Mantis
      15 Styczeń 2013 11:44
      Masz makabryczne skojarzenia, tymczasem rozwiązaniem jest rozwój.

      Usuń
    3. Majia
      15 Styczeń 2013 15:33
      Jeżeli chodzi o to co ja „gotuję” – można mieć makabryczne skojarzenia…
      Dlatego poprzestaję na: odgrzewaniu, rozmrażaniu, oraz ewentualnie wykonywaniu prostych czynności pod kierunkiem.
      Wyjątek: szarlotka na nurkowanie. Ta zazwyczaj znika szybko – ale równie szybko znikają kiełbaski firmy Tesco, o niewątpliwych walorach smakowych i powstałe w wyjątkowo innowacyjnie bezmięsny sposób… więc nie wiem czy jest taka super, czy po prostu jesteśmy głodni…
      HotPot – przesuperasna rzec. Na odmianę od grilla – można poszaleć:D I pośmiać z prób łowienia pałeczkami składników hotpota :D

      Usuń
    4. ~Mantis
      16 Styczeń 2013 10:09
      Jako osoba rozważna muszę cię upomnieć: Nie możesz oszczędzać na jakości jedzenia, bo całkiem możliwe, że w podeszłym wieku ucierpi na tym twe zdrowie.
      Co to jest szarlotka na nurkowanie? Myślałam, że jesteś na diecie? :P

      Usuń
    5. ~Majia
      16 Styczeń 2013 10:26
      Dzięki za ostrzeżenie, od razu powiem, odgrzewam głownie mamine przysmaki… Nie kupuję zupek typu wifonek i innego śmieciożarcia – przyczyna jest prozaiczna, po pierwsze nie lubię, a po drugie jest to kłopotliwe towarzysko… Jak nie daj boże puszczę bąka, to sama ze sobą wytrzymać nie mogę, gdy dieta jest nieco bardziej oparta o nawozy sztuczne… Poza tym dzięki mamie mam wpojony brak zainteresowania: kolą, drożdzówkami, zapychaczami etc.
      Szarlotka na nurkowanie to klu każdego nurkowania (bo jestem nurkiem, takim prawdziwym scuba diver, z butlą i innymi dyndającymi szpejami). Wiadomo, jak idziemy pod wodę, to tprzydałoby się coś przekąsić w celu uzupełnienia bilansu kalorycznego etc. Więc na odmianę od wszechpotężnego, wszechobecnego i oczywistego grilla- ja robiłam szarlotkę :D
      Podczas obecnego pobytu w Polsce też prawdopodobnie zanurkuję :D W wodzie co będzie i zimna, i mokra, i może nawet zamarznięta :D Masochizm po całości – no cóż… jedni dziergają haftem krzyżykowym, inni pieką ciasta lub nawlekają koraliki, a ja z uporem maniaka włażę pod wodę :D
      PS. Dieta polegająca na wzmożonym piciu wody i herbaty zielonej do wszystkiego i między posiłkami przynosi efekty… Na razie drobne, ale sądzę, że jeśli tendencja się utrzyma – wejdę w ciuchy sprzed wyjazdu :D

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...