Nie, nie będzie to wpis o piłce nożnej. Będzie o nieco bardziej adrenalinopędnej dziedzinie życia, a mianowicie podatkach i polityce fiskalnej na Tajwanie. Z którą to jest mi zdecydowanie nie po drodze - więc pominę zbyt drobiazgowe opisy i przejdę do rzeczy.
Podatki na Tajwanie są. I są równie zagmatwane jak tutejszy system grzeczności i słodkiego pierdzenia... (jeszcze jakiś przykładzik - tu.... o tzw DickFace).Więc nie będę wnikać za głęboko bi jeszcze wsiąknę w zawiłościah na amen, przytoczę tylko jeden przykład.
Tajwan, podobnie jak Polska - indywidualnych podatników kasuje progresywnie, znaczy - biednemu wiatr w oczy a bogatemu nogę, rękę i pół sztucznej szczęki. Ale! W porównaniu do Polski progi i stawki wyglądają znacznie milej dla oka...
Osoby zarabiające rocznie od 0 do ok 60 000 PLN (już w tłumaczeniu na nasze) zapłacą ... 5%
Ci w progu 60 001 - 115 000 PLN - 12%
Potem są progi 20, 30 i 40%, który łapie arcybogoli zarabiających ponad 425 000 PLN, czyli powyżej 1000 PLN dziennie, tak lekko licząc ze sporym niedoszacowaniem.
Firmy, których dochód nie przekracza polskich 14 000 rocznie, płacą całe 0% podatku, pozostałe już bez gadania muszą wysupłać 17% do budżetu państwa. Oczywiście nie jest tak radośnie jak by się mogło zdawać, bo istnieje masa różnych dziwnych podatków typu od gruntu, powietrza, ekologii, ochrony bankowej (???), akcyza, podatek od towarów luksusowych - ale ciagle: litr benzyny, robionej z ropy kupowanej od takich samych Arabusów, Ruskich i innych od których kupuje także Najjasniejsza RP - ten litr benznyny kosztuje około 4 zł. I to jest strasznie drogo, więc społeczeństwo jest niezadowolone. Paczka Marlborasów 7-8 PLN, inne fajki proporcjonalnie tańsze, aż chce się palić zamiast wydawać na czekoladki i jedzenie...
Kończąc te peany - oczywiście, Tajwańczycy płacić podatków nie lubią. A szczegołnie nie lubią ich płacić tzw "małe formy gospodarcze" typu kioseczek z ryżem, mydłem i powidłem albo smażalnie naleśników/gofrów/ciastek, jadłodajnie, stoiska na nightmarketach itp. Nawet moja przychodnia, gdzie pan Li wbija szpilki, stawia bańki, masuje i wróży z pulsu oraz języka unika płacenia podatków. Kiedy poprosiłam o wystawienie rachunku, z myślą o zgłoszeniu go do ubezpieczyciela (po coś w końcu opłacam KL i inne, w ramach obowiązkowej papierologii przed wjazdem na Piękną Wyspę) - skeretarka pana Li z ociąganiem wyjaśniła mi, że owszem wystawią mi ów dokument, ale już nie na 300 kuajów a na 500 - bo będą musieli go wprowadzić w system i zapłacić podatek. Aha.
Zatem tajwański rząd zamiast wysyłać paragonożerców czyli kontrolę fiskalną - stwierdził, że trzeba zachęcić ludność do pobierania paragonów drukowanych przez kasę fiskalną (bo na nightmarkecie od biedy możesz dostać coś naskrobanego na kawałku serwetki na znak potwierdzenia zawarcia transakcji). I wprowadził w latach pięćdziesiątych "loterię paragonową".
Jak wiadomo, każdy paragon ma swój własny indywidualny numerek, dwie litery i osiem cyfr. I to jest klu sprawy. Co dwa miesiące (25 dzień nieparzystego miesiąca) w tajwańskiej telewizji odbywa się szoł- niestety, zrezygnowano ze skąpo ubranych modelek, i sześć ośmiocyfrowych kombinacji losuje jakiś frajer w gajerku oraz losowi przedstawiciele tzw ludu, w wieku emerytalnym najczęsciej...
A przed telewizorami naród w pocie czoła przerzuca sterty skrzętnie zbieranych papierów i szuka, szuka, szuka, zakreśla. Pasjonując się tym zajęciem rzecz jasna bardziej niż jakimiś tam krzywonogimi pokrakami, ganiającymi wte i wewte za piłką, której w dodatku nie potrafią umieścić w bramce przeciwnika i nie wiadomo kto wygrał...
A przed telewizorami naród w pocie czoła przerzuca sterty skrzętnie zbieranych papierów i szuka, szuka, szuka, zakreśla. Pasjonując się tym zajęciem rzecz jasna bardziej niż jakimiś tam krzywonogimi pokrakami, ganiającymi wte i wewte za piłką, której w dodatku nie potrafią umieścić w bramce przeciwnika i nie wiadomo kto wygrał...
Jeżeli w twoim paragonie 3 ostatnie cyferki zgadzają się z zestawem wzorcowym - jesteś bogatszy o 200 kuaiów (czyli ok 23-25 PLN), jeżeli zgadza się 4 - dostajesz 1000 kuaiów, i tak proporcjonalnie coraz więcej, aż do trafienia "ósemki" wartej 10 000 000 kuaiów (ponad milion złotych). Na nagrody przeznaczone jest corocznie 3% zebranego w ten sposób "haraczu od przedsiębiorczości".
Trafienie "trójki" nie jest wcale trudne, i zdarzyć się może, że jedna osoba takich "trójek będzie miała kilka a nawet kilkanaście. Często "trójkę" można wymienić bezpośrednio w sklepie, pokazując wygrany paragon (ale działa to w dużych sieciach). Mój kolega na przykład wczoraj cieszył się jak dziecko - bo wygrał 800 kuaiów, czyli cztery paragony, cztery radosne trójeczki, które zasponsorują mu paliwo do skuterynki na cały miesiąc...
Ja jak dotąd niefrasobliwie paragony albo rozdawałam po zanjomych, albo upychałam do specjalnych skrzynek na dobroczynność (w wypadku wylosowania takiego - wygrana przeznaczana jest na cele statutowe fundacji, której skrzynkę wybrał ofiarodawca) - ale coraz bardziej się "stajwaniam", więc niedługo nie tylko będę pieczołowicie odkładać paragoniki do specjalnej kopertki z wizerunkiem bożka od pieniędzy (tak, istnieją tu specjalne kopertki z wizerunkiem bożka od pieniędzy, mam nawet jedną taką małą z amuletem na przyciąganie kasiory w portfelu), ale i bić się o pozostawiane przez niefrasobliwych białasów w Sevenie potencjalne nośniki bogactwa :D
Tak wygląda chiński bóg od bogactwa, istnieje też w wersji żółto-kaczątkowej(KLIK), ważne że czapka się zgadza...
Jak wam się podoba pomysł na loterię podatkowo-paragonową? Może warto zgłosić taką inicjatywę do Ministerstwa Łupiskó... yyy, Finansów?
Uważaj ich bóg jest dwulicowy.
OdpowiedzUsuńIch bogów jest masa... Samego buddy milion wcieleń, plus bazyliony bóstewek pomniejszego autoramentu, oraz nieprzebrane czeredy zmarłych przodków. Zwłaszcza przodkowie, a raczej przodkinie - lubią być dożarte...
OdpowiedzUsuńWiesz, że według chińskiej tradycji i bontonu psim obowiązkiem teściowej jest marudzić, narzekać i czepiać się bzdetnych detali oraz bezustannie łajać żonę syna - aby nie zepsuć charakteru synowej i pozowolić jej na doskonalenie się? I dlatego chińskie babcie ujadają na wszystkich i wszystko (z przyzwyczajenia...)
Ale prawda, skoro naród dwulicowy (w naszej ocenie), to i bóg musi być na obraz i podobieństwo...
A w twojej ocenie jaki jest?
Usuń