poniedziałek, 16 września 2013

Bo kaczuszka żółta ta… – Yellow Duck w Kaohsiung

Dobiwszy po europejskich wakacjach do Kaohsiung o obłąkańczej 8 rano zauważyłam drobne jeszcze ślady manipulacji medialnym i towarowym szumem – czyli pojawiły się pierwsze żółciutkie gadżety z pomarańczowym dzióbkiem i zadartym ogonkiem. A potem zaczęło się ich robić coraz więcej… I więcej… I więcej… I więcej… I jeszcze trochę więcej…
Były w machinach do łowienia zabawek, i na czapkach kelnerów w tajskiej knajpie, w metrze, w banku, na parkingach przed nowo otwartymi knajpkami – nigdzie nie mógł się człowiek czuć w pełni bezpieczny przed nagłym błyskiem kiwającej się żółci… Kaczuszka jest popularnym chłytem małketingowym – i lokuje się wszędzie, gdzie tylko można. Szał podobny do tego na „naszą polską wspaniałą drużynę mistrzów piłki nożnej”, o której wiele można powiedzieć, niestety z rzadka pochwalić za konkretne cokolwiek.
Ba! Pojawiła się pierwsza podróbka, albo – kreatywne nawiązanie do tematu. NA parkingu przed centrum handlowym niezainteresowanym nabijaniem kabzy właścicielom marki „Yellow Duck” rozsiadł się sporej wielkości biały łabędź i majestatycznie kiwając szyją w podmuchach wiatru zapraszał do odwiedzin w sklepie. Łabądź był niczego sobie, z 4-5m wysoki, aczkolwiek niestety mikroelementy z powietrza Kaohsiung szybko go zmaskowały na „brzydkie kaczątko” (chyba, że to był zamysł reżysera?) i z białego o poranku zrobił się z lekka przyszarzały popołudniem.
W piatek szkołę skończyłam o 10 i nie wiedząc co ze swym czasem zrobić – wpadłam na Młodocianego, szwendającego równie bez celu jak ja. A że pora była wczesna, to padła propozycja kąpieli w morzu – bo wszelkie jadłodajnie i inne miejsca warte odwiedzin tak bladym świtem są nie tylko mocno zamknięte, ale wręcz zabarykadowane, ogrodzone palisadą i kratami pod prądem.  Po drodze nad morze jest technikum Młodocianego, przy którym tenże przypomniał sobie, jak to pod kierunkiem nauczyciela spawali jakieś jego autorskie instalacje rzeźbiarskie z metalowych rur – i w związku z tym należy koniecznie sprawdzić, czy instalacja z postawionych na kancie kontenerów aby nie jest autorstwa tegoż nauczyciela, bo tak w sumie to wygląda. Jak się okazało – jest.
Gdy szłam odwiedzić moje ulubione chmuro-podobne coś wydając dziwne dźwięki i psikające wodą – na trasie zamajaczył się ordynarny płot, a także dźwig. A pomiędzy płotem i dźwigiem resztę świata zajmował wielki, żółty, dmuchany – kaczy kuper. Pod kuprem zaś kłębiło się troszkę fotografów amatorów z długawymi obiektywami oraz tabletami, a w tle majaczyły nawet wozy transmisyjne… Nie zrażeni niczym stali mieszkańcy łowili ryby w nieznośnym skwarze, obojętni na medialny szał dookoła. Kaczka zaś nadmuchiwana była w sposób ciągły i nieprzerwany do gargantuicznych rozmiarów, po czym przy wtórze szczeknięć z krótkofalówek ochrony i koordynatorów dała się obfotografować po raz ostatni – i pomachawszy z lekka zwiotczałym dziobkiem (dziobkiem??? Dziobasem, dziobiszczem, a nie – dziobkiem) – sklęsła majestatycznie do reszty.
„Nie bierz aparatu na plażę, bo się zniszczy, wiesz,piasek, sól, ciężki jest i w ogóle” – zasugerował Młodociany. Więc nie wzięłam. Słit focie z kaczuszką zatem powstały w wersji Jabłkofon, pomimo psyknięć i miauknięć właściciela, sugerujących, że bateria jest w słabej kondycji i w ogóle wręcz wynalazek Stevena J. przeżywa agonię, którą ja w dodatku profanuję… Na twarzoksiążkę jednakowoż focie zostały wrzucone w trymiga i w momencie obrosły w lajknięcia i komenty, że gdzie, że co że jak? W wyniku burzy mózgów ze znaczkami dowiedziałam się, iż jestem jak zwykle szczęściara. Bo kaczka oficjalnie pływać będzie od 19 września, w piątek odbyła się próba generalna na którą miałam okazję się przyplątać i załapać na oglądanie kupra za darmochę – bowiem oficjalnie bez biletu to zobaczy się figę z makiem… Radość dzieciństwa rozsiewana po świecie przez artystę  Florentijna Hofmana nie jest bowiem akcją charytatywną…
A co do plaży -plażę zjadło, i do altanki ze źródełkiem musieliśmy dreptać trasą alternatywną, po kamierdolcach – albowiem czarna łacha piachu szeroka na 30 metrów zniknęła pod wodą, falujjącą i burzącą się zbyt złowieszczo jako dobitne potwierdzenie, że jakiś 1000 km stąd tajfun mierzy w Okinawę. Teoretycznie bym może i darła starą trasą, bo wody było na oko po kolanka, lecz przypomniałam sobie smutną historię czeskiej ofiary losu i jego tajwańskiego przyjaciela utopionego na śmierć w te wakacje na tejże plazy – i karnie ruszyłam od tzw kupra strony.
Na miejscu w chatynce starzy znajomi robili grilla z zupką, udostępnili mi swoje bojki i pływaki (bez tego do wody ani rusz) – i mogłam beztrosko pobujać się na 3metrowych falach. Młodociany – jak mu przeszedł ścisk pośladków – stwierdził, że w sumie w tej Europie to jednak mamy fajne pomysły na relaks, a tutaj w Azji to by raczej na to nie wpadli. A na koniec  taka rozmowa:
Pani od której pożyczałam bojki- do mnie: Skąd przyjechałaś?
- Z Polski, to taki kraj w Europie, między …
- Wiem, gdzie jest Polska bo bardzo lubię polskiego  muzyka, 肖邦 Xiāobāng. Słucham sobie wieczorami do snu.
Ki pieron ten Siapa, myślałam intensywnie, gdy pani pomachała paluszkami po niewidzialnej klawiaturze – no tak, Szopen.

2 komentarze:

  1. Nie sądzisz, że ta cała akcja jest infantylna? Nie rozumiem idei. Czy jest jakieś przesłanie? Jakiś szczytny cel? Nie wiem, zbierają pieniądze na głodujące dzieci, czy cuś..

    OdpowiedzUsuń
  2. Idea jest prosta - rozsyłamy radość dzieciństwa po świecie. Przesłanie - patrz na kaczuchę, wspomnij szczęsliwe dzieciństwo. Cel - aby dzieci osób zatrudnionych przez Yellow Duck Corp. miały szczęsliwe dzieciństwo i fajne gadżety.

    Osobiście uważam powyższą akcję za zdzierstwo i nie mam zamiaru płacić za oglądanie kaczego kupra tudzież dzióbka. Jednakowoż podziwiam PiaRowo-medialny majstersztyk, który z gumowej kaczki robi szaleństwo medialne...
    Tak naprawdę większości ludzi zwisa ideologia doczepiona do kaczki - idą, bo w mediach trąbili że fajne itp. W Hongkongu zrobili całą paradę- konfetti, muzyka, dzieci, akrobaci, piski rozentuzjazmowanych fanów...

    W opinii samego twórcy:
    The friendly, floating Rubber Duck has healing properties: it can relieve tensions as well as define them. [It] is soft, friendly and suitable for all ages - FLORENTIJN HOFMAN.
    A ja durna na to nie wpadłam. Toć to oczywistość oczywista.
    I dlatego nie lubię interpretowania sztuki, a zwłaszcza sztuki nowoczesnej...

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...