Przed wakacjami ze smutkiem przyjęłam do wiadomości, że niszczejąca powłoka doczesna restauracji „Nadmorski Pałac” zostanie usunięta z doku obok Pier 2, aby zrobić miejsce holenderskiej Żółtej Kaczce Zwiedzającej Świat (przypominajka – >>KLIK<<)...
Dobiwszy po europejskich wakacjach do Kaohsiung o obłąkańczej 8 rano zauważyłam drobne jeszcze ślady manipulacji medialnym i towarowym szumem – czyli pojawiły się pierwsze żółciutkie gadżety z pomarańczowym dzióbkiem i zadartym ogonkiem. A potem zaczęło się ich robić coraz więcej… I więcej… I więcej… I więcej… I jeszcze trochę więcej…
Były w machinach do łowienia zabawek, i na czapkach kelnerów w tajskiej knajpie, w metrze, w banku, na parkingach przed nowo otwartymi knajpkami – nigdzie nie mógł się człowiek czuć w pełni bezpieczny przed nagłym błyskiem kiwającej się żółci… Kaczuszka jest popularnym chłytem małketingowym – i lokuje się wszędzie, gdzie tylko można. Szał podobny do tego na „naszą polską wspaniałą drużynę mistrzów piłki nożnej”, o której wiele można powiedzieć, niestety z rzadka pochwalić za konkretne cokolwiek.
Ba! Pojawiła się pierwsza podróbka, albo – kreatywne nawiązanie do tematu. NA parkingu przed centrum handlowym niezainteresowanym nabijaniem kabzy właścicielom marki „Yellow Duck” rozsiadł się sporej wielkości biały łabędź i majestatycznie kiwając szyją w podmuchach wiatru zapraszał do odwiedzin w sklepie. Łabądź był niczego sobie, z 4-5m wysoki, aczkolwiek niestety mikroelementy z powietrza Kaohsiung szybko go zmaskowały na „brzydkie kaczątko” (chyba, że to był zamysł reżysera?) i z białego o poranku zrobił się z lekka przyszarzały popołudniem.
W piatek szkołę skończyłam o 10 i nie wiedząc co ze swym czasem zrobić – wpadłam na Młodocianego, szwendającego równie bez celu jak ja. A że pora była wczesna, to padła propozycja kąpieli w morzu – bo wszelkie jadłodajnie i inne miejsca warte odwiedzin tak bladym świtem są nie tylko mocno zamknięte, ale wręcz zabarykadowane, ogrodzone palisadą i kratami pod prądem. Po drodze nad morze jest technikum Młodocianego, przy którym tenże przypomniał sobie, jak to pod kierunkiem nauczyciela spawali jakieś jego autorskie instalacje rzeźbiarskie z metalowych rur – i w związku z tym należy koniecznie sprawdzić, czy instalacja z postawionych na kancie kontenerów aby nie jest autorstwa tegoż nauczyciela, bo tak w sumie to wygląda. Jak się okazało – jest.
Gdy szłam odwiedzić moje ulubione chmuro-podobne coś wydając dziwne dźwięki i psikające wodą – na trasie zamajaczył się ordynarny płot, a także dźwig. A pomiędzy płotem i dźwigiem resztę świata zajmował wielki, żółty, dmuchany – kaczy kuper. Pod kuprem zaś kłębiło się troszkę fotografów amatorów z długawymi obiektywami oraz tabletami, a w tle majaczyły nawet wozy transmisyjne… Nie zrażeni niczym stali mieszkańcy łowili ryby w nieznośnym skwarze, obojętni na medialny szał dookoła. Kaczka zaś nadmuchiwana była w sposób ciągły i nieprzerwany do gargantuicznych rozmiarów, po czym przy wtórze szczeknięć z krótkofalówek ochrony i koordynatorów dała się obfotografować po raz ostatni – i pomachawszy z lekka zwiotczałym dziobkiem (dziobkiem??? Dziobasem, dziobiszczem, a nie – dziobkiem) – sklęsła majestatycznie do reszty.
„Nie bierz aparatu na plażę, bo się zniszczy, wiesz,piasek, sól, ciężki jest i w ogóle” – zasugerował Młodociany. Więc nie wzięłam. Słit focie z kaczuszką zatem powstały w wersji Jabłkofon, pomimo psyknięć i miauknięć właściciela, sugerujących, że bateria jest w słabej kondycji i w ogóle wręcz wynalazek Stevena J. przeżywa agonię, którą ja w dodatku profanuję… Na twarzoksiążkę jednakowoż focie zostały wrzucone w trymiga i w momencie obrosły w lajknięcia i komenty, że gdzie, że co że jak? W wyniku burzy mózgów ze znaczkami dowiedziałam się, iż jestem jak zwykle szczęściara. Bo kaczka oficjalnie pływać będzie od 19 września, w piątek odbyła się próba generalna na którą miałam okazję się przyplątać i załapać na oglądanie kupra za darmochę – bowiem oficjalnie bez biletu to zobaczy się figę z makiem… Radość dzieciństwa rozsiewana po świecie przez artystę Florentijna Hofmana nie jest bowiem akcją charytatywną…
A co do plaży -plażę zjadło, i do altanki ze źródełkiem musieliśmy dreptać trasą alternatywną, po kamierdolcach – albowiem czarna łacha piachu szeroka na 30 metrów zniknęła pod wodą, falujjącą i burzącą się zbyt złowieszczo jako dobitne potwierdzenie, że jakiś 1000 km stąd tajfun mierzy w Okinawę. Teoretycznie bym może i darła starą trasą, bo wody było na oko po kolanka, lecz przypomniałam sobie smutną historię czeskiej ofiary losu i jego tajwańskiego przyjaciela utopionego na śmierć w te wakacje na tejże plazy – i karnie ruszyłam od tzw kupra strony.
Na miejscu w chatynce starzy znajomi robili grilla z zupką, udostępnili mi swoje bojki i pływaki (bez tego do wody ani rusz) – i mogłam beztrosko pobujać się na 3metrowych falach. Młodociany – jak mu przeszedł ścisk pośladków – stwierdził, że w sumie w tej Europie to jednak mamy fajne pomysły na relaks, a tutaj w Azji to by raczej na to nie wpadli. A na koniec taka rozmowa:
Pani od której pożyczałam bojki- do mnie: Skąd przyjechałaś?
- Z Polski, to taki kraj w Europie, między …
- Wiem, gdzie jest Polska bo bardzo lubię polskiego muzyka, 肖邦 Xiāobāng. Słucham sobie wieczorami do snu.
Ki pieron ten Siapa, myślałam intensywnie, gdy pani pomachała paluszkami po niewidzialnej klawiaturze – no tak, Szopen.
Nie sądzisz, że ta cała akcja jest infantylna? Nie rozumiem idei. Czy jest jakieś przesłanie? Jakiś szczytny cel? Nie wiem, zbierają pieniądze na głodujące dzieci, czy cuś..
OdpowiedzUsuńIdea jest prosta - rozsyłamy radość dzieciństwa po świecie. Przesłanie - patrz na kaczuchę, wspomnij szczęsliwe dzieciństwo. Cel - aby dzieci osób zatrudnionych przez Yellow Duck Corp. miały szczęsliwe dzieciństwo i fajne gadżety.
OdpowiedzUsuńOsobiście uważam powyższą akcję za zdzierstwo i nie mam zamiaru płacić za oglądanie kaczego kupra tudzież dzióbka. Jednakowoż podziwiam PiaRowo-medialny majstersztyk, który z gumowej kaczki robi szaleństwo medialne...
Tak naprawdę większości ludzi zwisa ideologia doczepiona do kaczki - idą, bo w mediach trąbili że fajne itp. W Hongkongu zrobili całą paradę- konfetti, muzyka, dzieci, akrobaci, piski rozentuzjazmowanych fanów...
W opinii samego twórcy:
The friendly, floating Rubber Duck has healing properties: it can relieve tensions as well as define them. [It] is soft, friendly and suitable for all ages - FLORENTIJN HOFMAN.
A ja durna na to nie wpadłam. Toć to oczywistość oczywista.
I dlatego nie lubię interpretowania sztuki, a zwłaszcza sztuki nowoczesnej...