sobota, 20 lipca 2013

Chińska medycyna w praktyce – jedz cukier trzcinowy na…

Nadeszła pełnia, a wraz z nią czas, gdy gotuję makaron w czterech garnkach ( A dlaczego w czterech? Bo TAK!!! I nie wtrącaj się), czyli znany każdemu mężczyźnie i kobiecie przemiły objaw zwany syndromem napięcia przedmiesiączkowego. 

I wszystko zaczęło mnie niemiłosiernie wk..wiać. Kochany Młodociany dzielnie znosił z azjatycką uprzejmością mieszankę wybuchową sobaczenia, psioczenia wraz z czepianiem się szczegółów połączoną z rozżaleniem, szlochami i marudzeniem- przez jakieś dwie godziny, po czym poszedł po rozum do głowy i wuja gógla po poradę. A następnie zawinął się, pytając czy nie potrzebuję czegoś – i zniknął.
A ja pogrążyłam się w otchłani rozpaczy i żalu nad tym, że mam krzywe nogi, jestem brzydka, głupia, nieogarnięta życiowo, a ponadto nikt mnie lubi i nie kocha, nie osiągnęłam w życiu niczego i w dodatku zraziłam jeszcze bogu ducha winnego Młodocianego, wyganiając go precz. Standardzik znaczy.
Młodociany wrócił po dwóch godzinach, rozłożył się skromnie w kątku łóżka i rozpoczął indagowanie – czy wszystko w porządku, czy czymś się martwię, czy może u mnie w domu jakieś problemy, albo mi kasy brakuje, albo do doktora trzeba pójść… W końcu w zawoalowany sposób dałam znać w czym rzecz, na co Młodociany się uśmiechnął i skwitował – aaaa dobra przyjaciółka przybyła! Tak też sądziłem!
No niech ci będzie, my to zwiemy ciocią z Ameryki w czerwonym mercedesie. Albo inaczej, mniej przyjaźnie.
Na takie dictum Młodociany najpierw wręczył mi smętne różyczki ze zdechłą kokardką, wydobyte z czeluści plecaka – „Bo taka smutna jesteś, to chciałem ci kupić coś na rozpogodzenie”. Pomimo ewidentnej brzydoty tego pseudobukietu (dekoracja wnętrz i florystyka są widać na podobnym poziomie na południu Tajwanu) – nie sposób się było nie uśmiechnąć. 
A potem wygrzebał jeszcze plastikowy słoiczek z nieforemnymi brunatnymi bryłkami i wielkim napisem 黑砂糖 hēi shātáng – czarny cukier trzcinowy. „Powinnaś to jeść, to pomaga kobietom, tak mówi chińska medycyna”. Zamiast najtańszej bombonierki dla teściowej wolałabym lody z czekoladą i truskawkami (akurat był to grudzień, czyli sezon na tajwańskie małe i kwaśne truskawki) – ale propozycja udania się do miłej narożnej knajpki ze skrobanymi lodami została storpedowana momentalnie.
-Nie nie nie!- oświadczył po polsku Młodociany, czym wbił mnie w podłogę niczym słup z wielkimi gałami i opadniętą szczęką (bo akurat tego wyrażenia nie uczyłam go nigdy, wietrząc problemy wynikające ze sprzeciwu wszelakiego), po czym po angielsku kontynuował- powinnaś unikać zimnych i wychładzających produktów, bo zaburzają krążenie energii w organizmie. Pij herbatkę, ale nie z cytryną bo wychładza, i nie tykaj zimnej wody..
-Skąd ty to wiesz? Macie jakieś zajęcia w szkole o chińskiej diecie?
- Eee, nie… My to w sumie wiemy tak po prostu, ale wolałem zapytać się mamy jak ci pomóc… No wiesz, ona jest jedyną kobietą w naszej rodzinie, i zna się na chińskiej kuchni.
- Rozmawiałeś z twoją mamą o mojej menstruacji???
- No a z kim miałem rozmawiać? Ona też to ma, a ja nie, więc nie wiedziałem jak ci pomóc.
Przełknęłam pogaduchy na temat mojej fizjologii – bo w sumie od pierwszej wizyty w chińskiej klinice medycyny tradycyjnej, wróżącej z pulsu, tęczówki i języka – pamiętam zainteresowanie kwestią menstruacji właśnie oraz defekacji. Pytania odnośnie tego, czy mam normalny okres, opisywanie szczegółów odnośnie jego długości, obfitości i sensacji towarzyszących poprzedzone podobnym wywiadem zgłębiających kształt i kolor mego stolca były nieco mafan, czyli żenujące, ale w końcu jestem u lekarza… To nic, że dookoła kłębił się tłumek tajwańskich babć chętnych do zaczerpnięcia wiedzy na temat trawienia  wedle obcokrajowca – poszłam w szczytnym celu.
Ale spokoju nie dawało mi coś innego… „Kto cię nauczył mówić nie?” – szukałam winnego  mej potencjalnej porażki negocjacyjnej.
- Sam na to wpadłem… Bo wiesz, ja jestem bystry i spostrzegawczy i widziałem jak na swoim komputerze wciskasz TAK, czyli YES, a obok jest guziczek NIE, który pewnie znaczy NO, no i właśnie spróbowałem, i tak własnie jest – prawda?
Nie minęło dwa tygodnie od naszej miłej konwersacji, a Wendzarnia ogłosiła dobrowolny obowiązkowy konkurs krasomówczy. Z którego udało mi się wykpić – ale esej o problemach jakie napotyka obcokrajowiec uczący się chińskiego i wizytujący Tajwan oddać musiałam i basta. Nawet musiałam go wygłosić, całe szczęście już nie publicznie a na forum klasy, z obowiązkowym PPT. Za to na konkursie koleżanka Japonka opowiadała o zaskoczeniu wynikającym z odmienności kulturowej, konkretnie o tym, że Tajwańczycy są otwarci i szczerzy i bezpośredni (uśmiałam się wyjątkowo, bo akurat w tej materii zdanie posiadam zgoła odmienne, ale cóż, Japończycy są inni od Europejczyków i mają inne kanony wszystkiego). I padło tam własnie kilka zdań – że Tajwanka nie chciała zjeść lodów, bo jak to ładnie powiedziała -好朋友來了Hǎo péngyǒu láile czyli -przyszła moja przyjaciółka. Japonka rozgląda się po sali – że gdzie, kto, co, po co, na co etc, i pyta – ale co ma przyjaciółka do lodów? Sam nie widziałabym zbyt wielkiego związku, no może taki, że we dwie trzymają reżim dietetyczny i wspierają się w odchudzaniu.
Tajwanka z opowieści roześmiała się i narysowała na serwetce - 好朋友 – czyli dobra przyjaciółka. A pod spodem -女 子 月 月 友, przekreśliła 友 i wstawiła  有, które czyta się dokładnie tak samo, ale znaczy co innego. Japonce wystarczyło spojrzeć na krzaczki i zrozumiała, mi trzeba było chwili (i pomocy tajwańskiej koleżanki siedzącej tuż obok), żebym zakumała. 好 czyli dwa znaczki pisane razem to „dobrze, dobry, dobra itp”, ale  女 子 pisane osobno to kobieta,朋 to połowa słowa przyjaciel, ale osobno dwa znaczki to 月 月  miesiąc i miesiąc,  有 – mieć. No tak, kobieta ma co miesiąc, dobrą przyjaciółkę – aaaaa! Eureka! Homofonii (o ktorej pisałam wcześniej – KLIK) ciąg dalszy.
Innymi słowy, w związku z przybyciem dobrej przyjaciółki zamiast obżerać się czekoladą – powinnam wchłaniać lekko wilgotne bryłki trzcinowej słodkości made in Taiwan. Co też uczyniłam, pod baczną kuratelą Młodocianego w wersji mama Maxie, faszerującego mnie owym cukrem niczym kaczkę na świąteczny stół. Złe to nie jest, aczkolwiek czarny cukier nie wyprzedził żelek Haribo oraz batoników Bounty na liście ukochanych słodyczy
A co poleca chińska medycyna. na bolączki wszelakie? Ooo, lista jest długa, zawierająca składniki apetyczne – na przykład winogrona czarne dla kobiet miesiączkujących i osłabionych, imbir dla rozgrzania organizmu; apetyczne acz kłopotliwe towarzysko – typu czosnek i cebula dla mężczyzn (obżera się nimi Młodociany, bo pomagają na testosteron, a testosteron pomaga uzyskać mięśnie i podnosi efekty ćwiczeń. Gdy krzywię się na unoszący się wokół fetor, rezolutnie kwituje, że przecież nie będziemy się całować, to co mi szkodzi?) i całkiem nieapetyczne – od psich i byczych siusiaków na potencję, przez niedźwiedzią żółć i obrzydliwe proszki kręcone z bóg wie jakich ziół, o smaku gorzko wykrzywiającym dziób na dziesiątą stronę… No i oczywiście – pić dużo wody. Bardziej szczegółowa dietę zaleca pani doktor po słuchaniu pulsu, wykreśleniu diagramu i przeanalizowaniu wzajemnych związków naszej wątroby, płuc, serca, nerek itp. Dieta jest indywidualna – ale Chinki wiedzą co z czym jeść, dokładnie tak jak my wiemy że na ból żołądka pije się mięte, a po wypiciu rozweselającego dziurawca nie wychodzi się na słońce. Jeżeli macie jakieś pytania odnośnie diety chińskiej, co na co i z czym – piszcie, postaram się dociec i wyjaśnić.

7 komentarzy:

  1. Ciekawa jestem jednego: skoro traktujemy, dietę jako lekarstwo, to skąd wiadomo, że trzeba przestać daną rzecz jeść, żeby nie przedobrzyć?

    OdpowiedzUsuń
  2. Bo dieta sama w sobie nie jest lekarstwem w naszym rozumieniu.
    To nie antybiotyk czy aspiryna... Tylko cała filozofia sporządzania potraw i ich spożywania w odpowiedni sposób -vide popularna dieta 5 przemian. I stosuje się ją ciągle, w mniej lub bardziej restrykcyjnej wersji i zależnie od posiadanych problemów. Na przykład mi na "wychłodzoną wątrobę" pani doktor zabroniła spożywać mleko, natomiast zaleciła picie herbaty zielonej sllodzonej miodem i o dziwo -chyba wódki (ale nie piwa, albo na odwrót, w każdym razie któryś alkohol- i była zdziwiona, że nie piję poza specjalnymi okazjami)
    Nie jesz jednej rzeczy, a 30 lub 40, w kombinacjach. Pytałam Młodocianego, a on stwierdził - jak się poczujesz lepiej albo już nie możesz patrzeć na dany składnik to redukujesz jego ilość. Po prostu ciężko przedobrzyć, poza jakimiś alchemicznymi pigułami z rtęcią/cynobrem na długowieczność - bo chińskie zalecenia żywieniowe są zaleceniami długofalowymi
    A co do ziółek - to dostajesz od lekarza porcję na tydzień/dwa/ miesiąc i po tym czasie wracasz po kontrolne zbadanie pulsu i nowe mieszanki ( w wypadku choroby) lub wytyczne - tak jak dla mnie na tą zimną wątrobę... (którą brakiem mleka rozgrzałam za mocno i w Polsce musiałam nadrabiać pijąc jogurcik litrami, zresztą z wielką ochotą

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A co tradycyjna medycyna chińska radzi spożywać, aby usprawnić działanie najfajniejszego układu w ludzkim ciele, czyli mówiąc najoględniej, zajść w ciążę?

      Usuń
  3. Nie mam pojęcia, bo mnie interesował dotąd raczej efekt przeciwny, i wiązałam go nie z medycyną chińską, a z zachodnią. Nie mogłam się jakoś przemóc do łykania kijanek (japońska starożytna antykoncepcja) ani innych, jeszcze mniej apetycznych metod.
    Zapytam Młodocianego i innych autorytetów. Ale z tego co pamiętam z lektur, to płodzenie cesarzy wymagało całej ceremonii z odpowiednim ustawianiem łóżka w dobrym kierunku, określonej konfiguracji gwiazd itp. Przy czym chodziło mniej o sam fakt poczęcia, a raczej o odpowiedni horoskop dla potomka.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jest pierwsza odpowiedź :D
    as for the question, may be I have to ask my mom. you know
    because I have never been pregnant.
    ok I will help you look for the information. anyway tell your friends : research says it is usually guy's problem not girls. the sperm is the point really

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie w każdym przypadku. Bezpłodność to duży problem kobiet w krajach rozwiniętych i wiele schorzeń ją powoduje. Nawet w Polsce stoczono zażartą batalię o in vitro (od 1 lipca jest refundowane), choć wciąż ta metoda budzi kontrowersje.
      Masz bolesne mięsiączki, mam nadzieję, że są regularne? Rozmawiałaś o tym ze swoim ginem?
      Medycyna naturalna ma tą wadę, że nie zawsze jest wgląd w to, co się dzieje wewnątrz. Niczego nie kwestionuje, ale warto czerpać z wielu źródeł, by dotrzeć do celu i czegoś nie zaniedbać przy okazji.
      Chinki, biorąc pod uwagę statystyki, chyba nie mają z tym problemu, więc jak syty może zrozumieć głodnego?

      Usuń
  5. Regularne i niebolesne, ot można by mi zazdrościć - natomiast niesamowicie mnie wszystko irytuje przed, smuci i wpędza w depresję. No i puchnę oraz mnie wypryszcza, ale to drobiazg w porównaniu z huśtawką emocjonalną.

    Ginekolog w Polsce nie stwierdza żadnych problemów, u chińskiego nie byłam.

    Co do płodności - nigdy nie miałam powodów, aby ją testować.

    Chinki mają problem - aby mieć tylko jedno dziecko i syna, mają dostępny (a nawet nakazany) cały wachlarz metod służących temu "szczytnemu" celowi narzuconego przez partię w latach 70.

    Tajwanki w ciążę zachodzą późno, po trzydziestce. Rzadkością są ciąże i dzieci pozamałżeńskie, aborcja i "planowanie rodziny" są dostępne łatwo i bez większych problemów. Z tego co widziałam na plaży - nie mają większych problemów z szybkim odzyskaniem figury przedciążowej (Max był mocno zdegustowany widokiem zapasionych Europejek z niemowlakami, i nie mógł uwierzyć, że rasa biała dochodzi do formy sprzed ciąży powoli a czasem i wcale)
    Problemem Tajwanu jest bardzo niski przyrost naturalny - bo rodzice późno decydują się na dziecko, i jest to zazwyczaj jedno lub dwójka - z uwagi na koszta wychowania, szkoły itp. Aczkolwiek jeszcze 20 lat temu normą były rodziny z 3,4 dzieci.
    W kwestii niepłodności - jest to tam rozwiązywane bez większych ceregieli adopcją. Mama Młodocianego była adoptowana przez jakąś ciocię koleżanki, bo jej własna mama nie mogła pozwolić sobie na kolejne dziecko, a koleżanka dzieci mieć nie mogła.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...