piątek, 15 lutego 2013

Kopernik była kobietą!

Może. Długie trefione pukle i grzywkę imć Mikołaja pamięta każdy, kto miał kiedykolwiek w łapce stare 1000 zł, niebieskie.
No więc dziś dowiedziałam się jeszcze, że Kopernik może i była kobietą a może nie była – ale na pewno pochodziła z Persji. A co. A jak nie bezpośrednio, to na pewno miała perskich/irańskich przodków… Podobnie jak grecki kompozytor Vangelis. I jeszcze parunastu innych znanych i lubianych.
Siedziałam sobie w jacuzzi w Grocie Baden w Harstad (która to Grota nazywa się tak naprawdę Grottebadet, ale albo ja źle słyszę albo słabo kumająca po norwesku emigracja wymawia tak bardziej swojsko. Grota znajduje się – jak sama nazwa wskazuje, znajduje się w jaskini, wewnątrz góry, zlokalizowanej w samym centrum miasta, tuż przy ryneczku… W grocie, nie zagospodarowanej jeszcze przez SPA, okoliczna ludność chowała się przed Niemcami podczas II Wojny Światowej. I do basenów schodzi się chodnikiem wydrążonym przez chyba ze 100 m litej skały… klimat nieziemski :D ) i moczę w bąbelkach z kolorowymi światełkami swoje zmrożone na Kość Dalekiej Północy półdupki z przyległościami, gdy to nagle wikińskie wieloryby spoczywające na mieliźnie jacuzzi zaszemrały coś brzydko i ewakuowały się z hydromasażu, a miejsce zajęło 5 hożych, opalonych jegomościów. Z czego jeden, największy w bicepsie to miał chyba tyle co ja w talii. A jak nie w bicepsie, to w udzie na pewno.
Panowie wyróżniali się śniadą karnacją, miłą dla oka muskulaturą (plus zaczątkami znamionującego dobrobyt brzuszka), włosami ułożonymi w staranne nażelowane koafiury z fal, loków i strategicznie pozlepianych kosmyków tudzież biżuterią, tatuażami i intensywnym zapachem 5 różnych – ale niezwykle szczodrze psikniętych perfum o dosyć wyrazistej nucie. Oraz tym że bardzo głośno i gardłowo rozmawiali ze sobą – więc atmosfera karawany z wielbłądami i handlarzami szybko wyparła oazę spokoju sprzyjającej relaksowi skołatanej duszy… Z iście legendarnym, arabskim urokiem zaczęli mnie po bliskowschodniemu uwodzić – miła odmiana po dalekowschodnim cichym wielbieniu z oddali, w którym spojrzenie w oczy to już niemały wyczyn. Tu oczęta czekoladowe ocienione wachlarzem podkręconych rzęs rozpoczęły koncert mrugnięć, uśmiechów i ulotno-bezczelnych zerknięć – a panowie lepszym lub gorszym angielskim przerywali konwersację w farsi zachwytami na rzecz walorów moich.
Potem w ramach zacieśniania znajomości zostałam zaproszona przez owego największego Mojiego, studiującego „bodybuilding” na lokalnym AWFie, na typowe perskie jedzenie – a właściwie irańskie, bo Iran to nie tylko Persowie, ale i Kurdowie i Afgańczycy i … Jestem wdzięczna wyjątkowo mojemu niezrównanemu wykładowcy, któremu powinnam do końca życia pokłony bić i świeże kwiaty pod portretem cztery razy dziennie ustawiać -profesorowi Jerzemu Zdanowskiemu *, za to, że już podczas rozmaitych wykładów (których temat był mi doskonale obojętny prawdę mówiąc, nie lubiłam nigdy Arabusów, Turasów i całej pokrewnej bandy od Maroka po Afganistan) udało mu się wpoić do mej głowy:
* Iran to nie tylko ten zacofany kraj namiętnie pokazywany przez CNN i inne amerykańskie stacje. Iran to kraj z autostradami w lepszym stanie niż te polskie, z zimą i kurortami narciarskimi, z tanim paliwem, wieżowcami, dziewczynami w makijażu i czasem nawet plastrami na świeżo operowanych nosach…

* Irańczycy, niezależnie od tego czy Persowie czy nie – nie są Arabami, nie mówią po arabsku – tylko w farsi i nie lubią jak się ich z Arabami myli.
No więc miałam swoje 5-10-15 minut na pytania i odpowiedzi.
Przy robieniu obiadu (na który mnie zaproszono, nie przyjmując żadnej wymówki w rodzaju – ale już późno a ja jadam do 20.00 bo potem to w biodra idzie i w złe sny), Moji-Kulturysta odebrał telefon i pogrążył się w niezrozumiałej dla mnie konwersacji na najbliższe 40 minut, natomiast dwóch innych „kolegów” (jeden z brzuszkiem o wyglądzie podtatusiałego capo, drugi o żylastym, wyćwiczonym ciele i ruchach bezwzględnie wskazujących na przeszłość militarno-przestępczą, z naciskiem na to drugie) angielskim władając niezbyt biegle – spoglądało  na mnie i durno się uśmiechało, dolewając mi wina. Ciężar rozmowy spoczął na Ariyo, 22letnim uchodźcy z norweskim paszportem azylanta, usiłującym zaprowadzić swoje reguły w norweskim liceum (I dont give a shit – oto jego ulubione powiedzenie), który tłumaczył moje pytania i potem odpowiedzi.
A pytania zadawałam różne:
- czy w Iranie korzytają z sauny? (a znasz hamam? Znam, łaźnia turecka. No właśnie, nie turecka, tylko perska,a Turkowie ją od nas zgapili… I kebab zresztą też, i sziszę i taniec brzucha i…..)
- jak to jest z tą policją religijną (panuje równouprawnienie i Straż Rewolucji, czy jakoś tak, po równo czepia się i chłopców i dziewczynek łażących pospołu po ulicach, można ściemnić, że dziewczyna jest kuzynką a nie dziewczyną , a na posterunku ktoś z obu rodzin musi potwierdzić tę wersję i wtedy nie ma jakiegoś obyczajowego hardkoru z kamieniowaniem za cudzołóstwo włącznie)
-jak to jest z telewizją satelitarną (oficjalnie nie ma, nieoficjalnie każdy ma antenę tylko jak nadciąga kontrola, należy szybko zdemontować talerz lub przeciąć kabel i ciąć jarząbka) i fejsbukiem (oficjalnie też nie ma, nieoficjalnie jest używany nagminnie, ale rząd nie zakazuje, bo zakazany owoc kusi najbardziej)
-jakie samochody mają w Iranie (wszystkie, poza amerykańskimi, głównie francuskie, ale i japońskie oraz – uwaga -rodzime Saipa i Iran Khodro)
- jaki sport jest najpopularniejszy w Iranie (piłka nożna jest niemal jak religia, co 10 minut panowie sprawdzali on-line jakieś wyniki meczów w 1200 ligach)
-jak to jest z modą męską (noo tak jak tutaj ubrani to po Teheranie raczej nie będziemy chodzić, za sexy, za opięte itp)
- i damską (owszem, są burki, czadory i hidżaby, ale jakoś tak bardziej proforma niż na serio, za to obowiązkowy jest mocny makijaż, czarno obwiedzione oczy i czerwone usta to podstawa, z kolei dżinsy są be, szorty też)
- czy wolno mieć tatuaże (ha ha ha ha, wolno, tylko tak żeby nie było ich widać -nawet wersetów tradycyjnej poezji patriotycznej, jak u Ariyo na sercu)
- czy Iran ma jakąś swoją tradycyjną dyscyplinę sportową albo sztukę walki (popularne są sporty „siłowe” typu kulturystyka, podnoszenie ciężarów, zapasy, wrestling i koreańskie taekwondo; endemicznych sztuk walki brak, ale za to tradycyjnie wielką atencją obdarza się szable; nie, nie wolno chodzić z nożem po ulicach, ani Kurdom, ani nikomu innemu, nawet z atrapą przy stroju ludowym)
- jacy sławni Irańczycy?
No to się dowiedziałam… Cyrus Wielki, król całego świata, rzecz jasna, oraz założyciel ebay Pierre Omidiar, Andre Agassi z ojcem, masa bliżej nieznanych mi muzykantów, śpiewaków i tancerzy, oraz Vangelis (bo zażyczyłam sobie takiej nuty do konsumpcji). Po tym Vangelisie zwątpiłam.
Bo pewnie jakbym powiedziała – Copernicus, też by zabrzmiało z perska.
Notabene, zanim nie odpaliłam playlisty, to nikt nie wiedział o kim mówię. A tak to się dowiedziałam, że ojciec Vangelisa był „Persian”. OK. I Curie Skłodowska też.
Ale gormeh sabzi (gulasz wołowo-szpinakowy z fasolą i ziołami plus cytryną i jakieś suszone trawopodobne zielsko) niezłe było, tylko wygląda niezbyt apetycznie…
Do gormeh sabzi ku wielkiemu zaskoczeniu wszystkich zgromadzonych zażądałam kefirku – i przy konkretnym aplauzie wypiłam do dna  :D Przy czym kefirek w stosunku do naszego jest -posolony, rozcieńczony sowicie mineralką, posolony i doprawiony miętą… Super sprawa na lato, na zimę norweską trochę zbyt „wychładzający”.
* profesor, pomimo, iż w latach posunięty, zdobył moje serce szturmem – i tym, że wyglądał trochę jak podstarzały Indiana Jones, i tym, jak nie szczędził wysiłków abyśmy wykładany przez niego przedmiot może nie pokochali – ale nie znienawidzili (w tym – udostępnił nam kolekcję prywatnych fotek z Teheranu, Persopolis, Isfahanu, Tabrizu i innych podróży). I przede wszystkim - za wspaniałą, ciepłą osobowość. 

2 komentarze:

  1. ~Mantis
    19 Luty 2013 17:09
    Uważaj, bo się jeszcze który zakocha i do haremu przemocą weźmie. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Majia
    19 Luty 2013 23:14 · Odpowiedz
    Dłuższa historia, ale nie… On by wziął, bo oprócz przymiotów ciała i ducha posiadam kolejną, niebagatelną zaletę a mianowicie – paszport obywatela Unii Europejskiej, miodem, mlekiem i wspólną walutą płynącej…
    Tylko ja, jak już pisałam, do haremu się nie nadaję, pomimo lekkiego opaśnięcia i odkarmienia na diecie ryżowej – za mało mam w biodrach…

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...