czwartek, 28 lutego 2013

DickFace – o drobnych różnicach kulturalnych


Dickface po tajwańsku to taki wyraz twarzy, kiedy jesteś trochę zaskoczony, trochę smutny, trochę wściekły.Nawet krzaczek ma… taki… naprawdę obrazujący o co kaman - 囧囧囧 taki… azjatycko fejsbukowy…

Taki pomiędzy rezygnacją, mega wkurwem, niedowierzaniem i jeszcze jakiś rechocik zakłopotany w tle. Obrazowo ujmując, jest to mina jaką robisz, gdy pójdziesz do toalety z tzw grubszą potrzebą, a w tylnej kieszeni spodni masz nowiusieńkiego Ajfona. I ktoś zastuka w drzwi, ty się zerwiesz i tenże gadżeciarski sprzęt wbije się w efekty spełniania naturalnej potrzeby nr2.


O- taka:

Wczoraj popełniłam fo-pa, jako rezultat uzyskując – wroga w osobie Panny Młodej, i własnie taki dikfejs Pana Młodego…

Po kolei.

Młodociany pracuje w buxibanie (czyli takiej obowiązkowej tu, prywatnej szkółko-świetlicy), ucząc angielskiego tępe tajwańskie owoce rachitycznych lędźwi i reformy edukacyjnej. Jego senior, czyli taki jakby nauczyciel z papierami, opiekun naukowy etc. bierze niebawem ślub. Na ten ślub/wesele zaprosił Młodocianego i jegobiałą dziewczynę (tiaaaa…… yh! normalnie czkawka mi jeszcze nie przeszła), o czym zostałam poinformowana w Polsce, więc mogłam zmierzyć się z arcytrudnym znalezieniem kiecy i reszty będącej kompromisem między wieloma wypadkowymi – niebawem o tym napiszę szerzej… No i właśnie wczoraj, z okazji 21 urodzin Młodocianego miałam okazję poznać – szczęśliwą parę oraz jeszcze kilku innych kolegów z pracy.
Młodociany przyznał mi się, że obiad to jedno, a po drugie – radośni koledzy seniorzy koniecznie chcieli go zawlec do evil pinky place, czyli takiego masażo-burdelu, do którego chadzają oni gromadnie i zbiorowo. A także uciechom oddają się zbiorowo – a przynajmniej tak mi to przedstawił Max. Aha.
Z powodu Młodocianego sprzeciwu (zostałam przykrywkową dziewczyną, co by mu nie wybaczyła i połamała co witalniejsze końcówki ciała) zamiast wizyty w męskim gronie stanęło na „obiedzie”. Kur… dwanaście, obiad w przyzwoitym kraju to je się o 12, max o 17, a nie o 22, do chu..a wafla!!! No , ale pójść musiałam, bo raz – cholerne tajwańskie grzeczności, dwa – jeżeli pójdę, to będę pretekstem do ewakuacji około północy, a tak to biedny Max padający na ryjek ze zmęczenia będzie musiał celebrować do drugiej w nocy.

Poszłam i – pierwsze fo-pa. Wyglądałam lepiej niż narzeczona. Widać było po mnie, że zagraniczna. Drugie fo-pa. Mówiłam po angielsku. Senior nr 1 i 2 -nauczyciel angielskiego, więc mówiłam normalnie szybko. Ale – nauczyciele angielskiego, podkreślający jeszcze swą kompetencję i rozliczne doświadczenie, nie nadążali. I konstrukcje zdania dla nich za skomplikowane były, nie mówiąc o mym dziwnym, nietypowym, nie-holliwódzkim akcencie. No cóż, tajwański system nauki języków obcych – temat na osobną śpiewkę. Fo-pa numer trzy. Otworzyłam pałeczki z drugiej strony (tzn – wybiłam je z folii tą częścią do trzymania, a nie do jedzenia). Panna Młoda mało się nie zesrała z wrażenia. 
Fo pa numer cztery…
Państwo Młodzi w ramach przedstawiania od razu opowiedzieli mi o swoich planach na podróż poślubna, amianowicie – Europa, 18 dni, po 9 na Anglię i Francję, i w związku z tym mają pytania do mnie jako Europejki. No, nie najpierw było – czy podróżowałam po Europie, tak z lekka z góry, bo co to Polska, pffffy. Oj. No więc z rozkoszą wymieniłam wszystkie państwa, w których udało mi się być. Nawet przejazdem. A co sobie będę żałować. Tak, w Paryżu też byłam. I w Londynie. To popularne miejsca wśród Polaków.
- Oh, to czy możesz nam polecić jakieś miejsca?
- Do zwiedzania? A co was interesuje? Muzea? Punkty turystyczne? – i dawaj, wymieniam.
- A hotele?
- Oj, tu niestety nie pamiętam, ale mogę wam poszukać w necie…. Zaraz, to poczekaj, ty kupiłeś wycieczkę do Europy, bez noclegów? Twoje biuro podróży nie zapewniło ci zakwaterowania???

(Fo-pa cztery a. Nie podważaj kompetencji mężczyzny, że sam nie jest w stanie sobie zapewnić pobytu, zakwaterowania i programu wycieczki lepiej i taniej niż biuro podróży… A właśnie to zrobiłam, dziwiąc się.)
- Ale hotele… Hmmm… Nie pomogę tak od razu, ale mogę sprawdzić, bo ja albo jadę służbowo, a wtedy nocleg załatwia mi firma, albo jak sama, to raczej metodą backpackerską… U kogoś na kanapie, ewentualnie jakiś hostel lub wynajmuję mieszkanie. To popularne rozwiązanie w Europie. Ale – jak mówiłam, mam paru znajomych pracujących w branży hotelarsko -noclegowej, mogę ich zapytać, to nie problem…

(Fo-pa cztery b. Nie podważaj pozycji materialnej rozmówcy poprzez wymienianie takich słów jak „oszczędzać”, „tanio”, w kontekście planów interlokutora, nawet jeśli nie dotyczą one – czyli sformułowania zakazane- bezpośrednio rozmówcy. Aha.)
- Koszty hotelu i wyżywienia? Hmmm… Hotel, myślę, że około 100EUR/doba powinniście znaleźć w dobrym standardzie, o ile będziecie rezerwować teraz. A wyżywienie… Hmmm… myślę, że powinniście kalkulować około 100 -150 EUR dziennie na jedzenie i muzea oraz komunikację… Muzea to wiadomo, a z jedzenia … Obiad – no, pewnie z 50 EUR od głowy trzeba liczyć, jeżeli chcecie jeść w knajpie, jak w szybkim barze to pewnie taniej, plus woda, przekąski, śniadanko z 10 EUR też będzie kosztowało…

I tu nastąpił dikfejs Pana Młodego, Panna Młoda miała w oczach coś dziwnego, co kojarzyło się z długo i powolnie wbijanym w mój zadek tępym sztyletem, po kilku dniach mozolnie mogącym sięgnąć serca i skrócić cierpienia ofiary (o ile stanę na głowię i będę dostatecznie długo w tej pozycji skakać), plus łzawy błysk.
- Ile? zapytał on. – Ile? 100 EUR? 4000 tajwańskich dolców? Za obiad? I drugie tyle za nocleg? – nie mógł uwierzyć.
- To normalna cena europejska w strefie euro… Generalnie, musisz liczyć minimum 4 razy drożej niż na Tajwanie, a Paryż to najdroższe miasto Europy, Londyn jest niewiele tańszy, przynajmniej centrum. Wybrałeś popularne lokacje, to kosztuje.

Zadzwonił telefon, Pan Młody wdał się w konwersację po chińsku, a Max nachylił mi się do ucha.
- Słuchaj, bo u nas na Tajwanie, jeżeli chodzi o pary, to jesteśmy bardzo… eee no wiesz… W każdym razie musisz powiedzieć teraz coś dobrego, bo Panna Młoda jest teraz zdołowana, a jak ona jest smutna, to jemu też będzie przykro, a to mój kolega i senior i w ogóle mi pomaga…

(Aha, nie wydawało mi się… Fo-pa cztery c, wielkie jak stad do Murmańska… Bo zupa była za słona, a rzeczywistość nie jak z reklamy?)
Popatrzyłam z niedowierzaniem – że ku..a co proszę? Facet pyta mnie o realne info jako osobę znającą realia i jednocześnie oczekuje bajek Szeherezady?
- No wiesz, teraz ona będzie się bała, że on jej powie, że Europa jest za droga i jej marzenie o zakupach w Paryżu pryśnie…
- A to najważniejsze są zakupy?
- No pewnie, ona jest taką materialistką, on też się lubi pokazać, a chyba właśnie zrozumiał, że nie bardzo…
- Poczekaj, on kupił bilety, a nawet nie sprawdził co ile kosztuje? Czyli, że kupił same przeloty, bo cały pakiety był za drogi? I teraz zalicza zonka, bo jednak nie będzie taniej?

(fo-pa cztery de… proste jak konstrukcja cepa… nawet ja, gruboskórna niczym skrzyżowanie słonia z BTO= Bojowy Transporter Opancerzony alias SKOT, zauważyłam… Chcieli państwo w grupie przykozaczyć a tu za cienko w uszach… I tak mimochodem wyszło… Ojć)
- Chyba tak…

Uśmiechnęłam się najładniej jak umiem… I mówię do Pana Młodego – wiesz, to może brzmi tak trochę… skomplikowanie… Ale – Paryż to takie romantyczne miejsce, bardzo popularne na podróż poślubną, a poza tym, są też inne plusy… Jeżeli twoja żona lubi zakupy…
- O tak, na przykład LV, to jej hobby…
- Wcale nie! – równie entuzjastycznie, co kłamliwie zaprzeczyła Panna Młoda.

(fo-pa cztery e… Nie stawiaj Tajwańczyka w kłopotliwym położeniu, powodując, że ktoś wspomni o jakiejś jego słabości, za jaką uważane są – oglądanie kreskówek i oper mydlanych, zakupy, podjadanie… Nawet, jeżeli wszyscy to robią, nie wypada o tym wspominać, bo kojarzy się negatywnie)
- No, to jeżeli lubi, to doceni, a jeżeli nie, to może też polubi… Wiesz, towary luksusowe są w Europie tańsze. Te wszystkie perfumy, kosmetyki, niektóre marki ubrań…
- Czyli za ile? -przerwał mi.
- Co za ile? No, nie wiem, tak szczegółowo nie śledzę… widzisz, Maxowi kupiłam w Zarze tą koszulę na urodziny, jakieś 1200 tajwanów (nie musisz głąbie wiedzieć, że na wyprzedaży była za 39,90 i tylko dlatego Młody ją przyjął)… Te wszystkie Chanele i inne Vittony, to około 30% taniej, tylko musicie uważać na podróbki.
- To znaczy ile, konkretnie – naciskał Pan Młody.
- Szczerze mówiąc nie wiem, bo nie kupuję zbyt wyzywająco ostentacyjnych ciuchów, takich ometkowanych. Taki mam styl…
- To Zara nie jest z Hongkongu? – usiłowała wtrącić swoje trzy grosze Panna Młoda, po chińsku.
- Zara jest europejska, konkretnie hiszpańska, taka sieciówka, wiecie, w każdym większym mieście Europy jest sklep, to popularna marka, mam dużo ubrań z Zary. A co do cen, to na przykładzie perfum widzę, że w przeliczeniu u was są 30-40% droższe, więc podobnie będzie z innymi zakupami markowymi… czyli tu 2500 tajwanów kosztują perfumy moje, a w Europie to poniżej 2000 w przeliczeniu kupuję…

(fo-pa numer pięć… Dalej im za drogo… Moje pocieszenie i miłe słowa jednak nie były tym, czego oczekiwano… Nie wspominając już o fo-pa numer sześć, czyli nazwaniu Zary, czyli metki na hasło której każdej tajwańskiej niewiaście robi się mokro w majtkach - tanią sieciówką...)

Ehm. Max mi po drodze do domu wyjaśnił, przepraszając z pięć razy za zwrócenie mi uwagi – bo moge się czuć niekomfortowo w związku z tym, że on mi tak ofen w ryj oznajmia, co było nie tak. Oj, niekomfortowo, to będzie dla nas obojga na tym weselu… A kij wam w nery, o ile wcześniej miałam skrupuły, żeby nie ukraść ceremonii, to właśnie przestałam je mieć…

16 komentarzy:

  1. ~Mantis
    28 lutego 2013 o 20:40
    Myślę, że to dobrze, że się zawczasu dowiedzieli, co może ich spotkać na miejscu. Gorzej, kiedy ich podróż poślubna okazałaby się fiaskiem, bo cośtam zaniedbali. Ale nie przesądzajmy. Państwo młodzi mogą się lepiej przygotować do tego czasu: np. posprawdzać w internecie ceny hoteli, połączenia lub jakie zaliczyć atrakcje, etc.
    Długi język bywa zatem przydatny. To oczywiście mój punkt widzenia.
    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Majia
    1 marca 2013 o 01:59
    Wiesz, też tak uważam… Tylko, że to nasza -zachodnia logika.
    Ale dla niego to – uosz kurka, w com ja się wplątał, a dla niej – jak możesz mi to zrobić!!! Innymi słowy – ona jako tepa lokalna bicz, zainteresowana głównie pokazywaniem się i zakupami, nagle dostała zimnym przysznicem przez pusty łeb.

    Na filmach rzadko pokazują konsekwencje zakupów w Paryżu/Londynie… Nie, nie, wizja spłacania debetu na 15 kartach nie jest romantyczna/interesująca. Na filmach (bo skąd niby Azjata ma znać Europę, jak nie z filmów?) prezentowane są – niemal przeciętne osoby, robiące zakupy w Lafayette czy Harrodsie, wyłażące uginając się pod ciężarem siat…

    Tam kij im w nery, bo zapowiedziałam -Panu Młodemu na osobności – słuchaj, jak chcesz, to ci pomogę taniej coś znaleźć, mieszkanie nie hotel, możecie samemu gotować a nie bulić jak za woły w restauracji trzy razy dziennie. Myslisz, że się odezwał? Zapomnij.
    On tańszej wersji niehotelowej nie zaakceptuje, a raczej ona. Bo ma być jak na filmie.

    Najsmutniejsze jest co innego. Mianowicie – azjatyckie podejście do rzeczy. Oni nie zrewidują planów. Ma być hotel, restauracje, zdjęcia uploadowane na bieżąco na fejsika etc, sesja zdjęciowa w wypozyczonych strojach ślubno-wieczorowych (taka tradycja lokalna tu)na tle wieży Eiffla etc. Jak sobie Państwo Młodzi zaplanowali…
    Oni – ponieważ ja mam na nich głęboko wyjebane, co zdążyli zauważyć, - swój ostracyzm przeznaczony dla mej białej de przeniosą na Młodocianego. Bo to Azjata i zrozumie, jaki grzech popełniła ta biała, informując ich zawczasu, że Europa jest droga. I że trzeba się liczyć z kosztami, i że nie jak na filmach, czyli – koniec bajki. Miesiąc przed ślubem!

    To mnie boli. Bo co Młodociany winien?
    że ona głupia a on jeszcze głupszy?

    No dobra. W ramach słodkiej zemsty nie poinformowałam ich, że u nas się nie mlaska i zamyka dziób przy jedzeniu… I jak się kłocisz z kelnerem, to cała załoga pluje ci do żarcia… Niech im kelner narobi wstydu :D

    OdpowiedzUsuń
  3. ~Mantis
    5 marca 2013 o 11:32
    Oceniasz ludzi zbyt pochopnie. Znasz kogoś chwilę i już szufladkujesz, chociaż sama prawdopodobnie posiadasz wiele wad. Spróbuj postawić się w ich sytuacji. Nie da się ukryć, że lubisz ciekawe pomysły oraz solidne rzeczy i jeżeli masz zamiar kupić coś markowego, to liczysz na dobrą jakość. Wiesz również, że nie na wszystkim można zaoszczędzić. Jeśli oczekujesz, by dana rzecz była sprawna przez lata, to musisz zainwestować. Tańszą wersję prawdopodobie należałoby wcześniej wymienić – a to kosztowałoby o wiele więcej, niż początkowo sądziłaś. W rezultacie tylko czas może pokazać, czy decyzja była słuszna. :)
    Być może Chińczycy z Tajwanu również nie chcą podróbek i chcą żyć dostatnio tak jak ludzie na Zachodzie? Czy to źle? Czy masz prawo oceniać ich „głupi”, „głupia”, bo sobie tak, a nie inaczej zaplanowali miodowy miesiąc?
    Oczywiście dalej utrzymuję, że warto zasięgać rady przed podróżą, najlepiej z wielu źródeł i trzymam kciuki żeby państwo mąodzi nie przepadli gdzieś w tej piekielnie drogiej Europie. :D
    PS’ Piszesz bloga sobie a Muzom? :)

    OdpowiedzUsuń
  4. ~Majia
    6 marca 2013 o 13:35
    Dluzej i obszerniej odpowiem, jak wroce do domu bo na klawiaturze z lotniska pisze sie do bani.

    Ale- po pierwsze: chyba wprowadze zakaz czytania bez komentowania, bo czytac to wielu zaglada i mi potem na kawie opowiada o wrazeniach, ale cos naklepac w ramach komentarzy – to juz nie…

    Po drugie – Panstwo Mlodzi beda mieli hardkorowy miesiac miodowy… Wlasnie dlatego ze ona durna a on glupi.

    Po trzecie – mam wiele wad, prawda. W tym, wyjatkowo tepie takich, co za plecami ryja dolki i prowadza propagande… Mlodociany ma teraz powazne problemy w pracy – tzn, Pan Mlody bedacy jego zwierzchnikiem obrazil sie na mnie bo zasmucilam jego przyszla zone, ktora obrazila sie na mnie jeszcze bardziej. W efekcie – poniewaz mi moga naskoczyc ale tego nie zrobia bo sie boja otwartej agresjii – skrupilo sie wszystko na Mlodocianym, ktoremu czynione sa mobbingi, za co? Za to, ze jego europejska kolezanka osmielila sie powiedziec – ze hotel w Paryzu kosztuje 100Euro. Mobbing wyglada tak – gina mu przygotowane do pracy konspekty i inne materialy, nikt mu nawet „czesc” nie powie, tylko na jego widok wspopracownicy zaczynaja ogladac sufit albo wymykac sie z pomieszczenia… A wszytsko zaczelo sie dokladnie dzien po owej urodzinowej kolacji.
    Dalej uwazasz, ze jestem niemila dla madrej i wspanialomyslnej Mlodej Pary?

    PS. Chinczyk z Tajwanu zyje po zachodniemu… tylko taniej. Ale Ajfona ma, Blackberry, sa tez sklepy Vittona, Chanela, Abercrombie, Nike, Swarovsky i inne „markowe”. I raczej oryginalne – albo baaaaaardzo bliskie oryginalowi. Kwestia jest w tym, ze w Polsce w Zarze ubiera sie polowa populacji miejsckiej – a tu Zara jest droga. Tu kwestia jest w mocy magiznego sformulowania – „aaach, to… no wiesz, kupilam w Paryzu, takie tam”

    OdpowiedzUsuń
  5. ~Mantis
    6 marca 2013 o 18:04
    Z przełożonym w pracy nie wygrasz. No chyba, że rzeczywiście miałabyś rację i byłabyś tak zdesperowana, że sprawa trafiłaby do sądu. Jeśli ci na młodym zależy, to powinnaś się przemóc i spróbować załagodzić sytuację. Najprędzej, jak to tylko możliwe, zanim sprawy nie zaszły za daleko. A tak na przyszłość: czasem warto puścić głupią odpowiedź mimo uszu, obrócić w żart, nawet mały gest rozładowuje napięcie.
    Oczywiście mogę nie komentować, jeśli sobie tego nie życzysz. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. ~Majia
    7 marca 2013 o 13:16
    Mi komentarze nie przeszkadzają, a wręcz cieszą, bo wnoszą coś nowego…

    Co do całej sytuacji z Panią i Panem Młodym – to nie ja ją będę naprawiać, bo nie czuję się winna z powodu wysokiego poziomu cen w Europie. Nawet mi to do głowy nie przyszło, żeby się dać przeczołgać.
    I to nie ja strzeliłam fochem… Naprawdę. Poinformowałam Państwa Młodych o szacowanych kosztach pobytu w Paryżu i Londynie. Pouczona o konieczności podniesienia na duchu podłamanej Panny Młodej spróbowałam przedstawić dobre strony pobytu w Europie, a nawet poświecić swój czas na znalezienie „dobrych i tanich” noclegów/barów/atrakcji. A że dla nich nie było to zgodne z oczekiwaniami – no bez przesady, kłamać nie będę, nie poinformowana wcześniej o konieczności podkolorowania rzeczywistości w wyjątkowo szczytnym celu… (Focha złapałam dopiero, kiedy Młodociany zeznał, przyduszony do ściany, że nie pojedzie ze mną to świątyni żółwi, bo musi zrobić pomoce do lekcji… i tak od słowa do słowa stanęło na nakreśleniu obrazu nędzy i rozpaczy)

    Na wesele pójdę, wyglądając mam nadzieję jak milion dolców. Chcieli białasa do uświetniania – będą mieli. Przed walnę solidnego łyka relanium albo innego śpiocha, i będę robić wrażenie omdlewające i posągowe…

    A Młody i tak zmienił buxiban na bliższy, miła postawa kolegów i koleżanek tylko pomogła mu pożegnać się z Xiaogang bez większego żalu… Tutaj tak się załatwia sprawy, bez jasnego postawienia sprawy – o nie, Azjaci nie lubią takiego ostrego konfrontowania i wprost zasmucenia kogoś złą wieścią… Tylko w sposób absolutnie nie raniący nikogo, zakulisowo rozgrywa się akcję „trędowaci”, a potem udaje, że nie wiemy o co chodzi przecież???

    Całość sprowadza się do tego – oni nie rozumieją nas, włochatych małp o karygodnym zachowaniu, a my nie umiemy poruszać się w świecie tamtejszych grzeczności…
    Bo wpadłabyś na taką a nie inną, azjatycką interpretację połączoną z kolekcjonowaniem punktów karnych?

    OdpowiedzUsuń
  7. ~Mantis
    8 marca 2013 o 00:13
    Nie wiem jakie są zwyczaje ślubne na Tajwanie, ale u nas nie wypada, żeby jakaś kobieta wyglądała na weselu lepiej niż panna młoda. :D

    OdpowiedzUsuń
  8. ~Majia
    8 marca 2013 o 10:25
    Ależ ja nie planuję wyglądać lepiej od Panny Młodej.

    Tylko jak na wesele w podkarpackiej wsi zaprosisz Murzyna, to licz się, z tym, że połowa gości będzie zainteresowana właśnie egzotyką :D I podobnie będzie z BiałąTwarzą na Tajwanie…

    Żadnego zdziwiania i ekstrawagancji- ubiorę się ładnie w skromną granatową sukienkę kupioną na obronę. Zrobię sobie makijaż, również skromny. Oraz fryzurę, też nie jakoś specjalnie wybajerzoną, bo z mymi nijakimi włoskami nie ma co szaleć. Założę biżuty, również skromne – ale prawdziwe, a nie od „sfarofskiego”. Obuję obcasy, na których potrafię chodzić.

    I gwarantuje sobie sporą oglądalność :D bez żadnej perwersji…

    A o zwyczajach – napiszę. Jak przezyję :D Ona te sztylety w oczach miała naprawdę sugestywne :D

    OdpowiedzUsuń
  9. ~Mantis
    8 marca 2013 o 20:45
    Idziesz tam ze względu na młodocianego, bo sama to raczej nie miałabyś ochoty. Mam rację? Dobrze, że miał sposobność zmienić miejsce pracy. Jakąkolwiek popełnisz jeszcze gafę, na nim się już nie odbije. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  10. Majia
    11 marca 2013 o 16:30
    Samej to nikt by mnie nie zaprosił… Na tajwańskie wesele idzie się z Tajwańczykiem.

    Idę – bo się zadeklarowałam dużo wcześniej, jeszcze zanim wyszła siupa z kiecą (bo na tajwańskie wesele z zasady można przyjść w bluzie i bojówkach lub sukience letniej i klapkach) i z obrażoną gwiazdą wieczoru.

    No i zawsze chciałam pójść na takie inne wesele.

    A co do pracy – po tygodniu, dwóch, do miesiąca zazwyczaj sytuacja się normuje, ostracyzm lokalsów się uspokaja. Natomiast w stosunku do mnie, cóż… Kiedyś przy świadkach wraz z koleżanką wyszłyśmy z założenia, że nie będzie nam szczurzo-morda tajwańska bladź bezkarnie robić koło pióra, i zaproponowałyśmy, że jak ma za mało swoich problemów i szuka ich dookoła, to może jej w papę strzelimy na środku deptaka, w porze obiadowej… Propozycja niestety nie została przyjęta, a takie miałam dobre intencje… Więc dziewczyna ignoruje mnie do teraz, i to na tyle skutecznie, że jej na Wendzarni nie ujrzałam. Ja ją też zlewam po całości… I nie było mi dane niestety dowiedzieć się, kiedy im przechodzi foch na białasa…

    OdpowiedzUsuń
  11. ~葛娜 (Gé nà)
    11 marca 2013 o 18:11
    Nooo też muszę, bo nie dam rady, co by nie było, że prowadzisz duo-dialog. Jak widać powyżej, nie wszyscy zdają sobie sprawę, ze na tajwańskich weselach czasami baaardzo ciężko jest nie wyglądać lepiej jak Panna Młoda :D Tą bladź to do dzis pamiętam, a co do planowania podróży poślubnych to niestety mało wiedząc podejmują głupie decyzje i lepiej, żeby nazwała ich głupcami durnymi jedna blada twarz z Polszy niż zrobili z siebie pośmiewisko w knajpie na widok zupy za 15 euro. :D

    OdpowiedzUsuń
  12. Majia
    11 marca 2013 o 18:16
    Felicitas była na tajwańskim weselu w wegańskim worku na ziemniaki (wzór w róże lub czerwone główki kapusty… dotąd mnie to frapuje) – i stała się gwiazdą wieczoru :D natrzaskała tyle fotek z lokalsami, co my w chińskiej podstawówce, albo na japońskim, kiedy GeNa wyskoczyła w stroju góralskim :D

    A w ogóle to witam, Kasiensien :D

    Ha, sama miałam taką minę, na widok dzwonka z łososia w tanim norweskim markecie, kiedy sobie uświadomiłam, że to 200 gram podłego sortu pośledniej rybki nieluksusowej kosztuje prawie 50 zł…Szkoda, że nie będzie zdjęć albo live podglądu na ich reakcje na – ceny w metrze, nie-białych obywateli tego kraju i Senegalczyków wciskających nitkowe bransoletki za 10 EUR ( a spróbuj nie kupić!)… Mam bardzo zły charakter… Ale tak mi zycie ubarwia :D

    OdpowiedzUsuń
  13. ~葛娜 (Gé nà)
    11 marca 2013 o 18:26
    Ty! wara od mojego stroju góralskiego dobra?! Nawet wprawne tajwańskie szpary nie wyczaiły, że to maszynowo robione a na mój tekst: „ten gorset robiła moja pra-babcia i ma on ponad sto lat”, gały się wybałuszyły do naszego polskiego kojnsa 5-cio złowtówkowego! Fela się nawpierdzielała czoł- żarcia i poczuli (ha ha- dobitnie-poczuli) swojaka, reszta była tylko brylantem do złotej korony :D

    OdpowiedzUsuń
  14. ~Majia
    11 marca 2013 o 18:34
    Ależ on jest równie kultowy jak moja sukienka zielona. Sama bym taki chciała, podprowadzony Gromnickom… Do tej pory dzieci wspominają księżniczkę aborygeńską z Bolandii i jej ubogą służącą, co zaszczyciły swymi osobami ich festynek

    A co do czoł-żarcia, to temat oczekuje na szersze wyjaśnienie. Słowa jednak nie wystarczają, a i ja nie dotarłam na tyle blisko przedmiotu, aby go udokumentować fotograficznie…

    OdpowiedzUsuń
  15. ~Agga
    21 marca 2013 o 22:49
    Zawsze byłaś tą która bez skrupułów i bez zażenowania mówiła wprost co myśli. 200% szczerości = Magda :D

    Może nagiełaś zasady jakie panują na Tajwanie. I zaliczałaś jedno FoPa po drugim, ale powinni docenić Twoją prawdomówność. Jednak w zaistniałej sytuacji byłaś postacią która miała zbyt duży zasób informacji.

    Często tak jest że ludzie mimo że znają prawdę chcą słyszeć tylko to co dobre, nawet jeśli w rzeczywistości tak nie jest.

    Podczas jednego spotkania zburzyłaś im wizje ich cudownego wyjazdu. Oni chcieli zaimponować znajomym wycieczką do Europy a Ty ich zbeształaś przy wszystkich. „Chciałaś dobrze a wyszło jak zawsze” :D

    No niestety zaliczasz się do osób które zyskują dopiero przy dłuższym poznaniu.

    W każdym razie to że odbili sobie za Ciebie na Maxie to była chamówa. Bez komentarza pozostawię ich zachowanie.

    PS. Bądź sobą, pie..ol Pe.si! :D

    OdpowiedzUsuń
  16. ~Majia
    22 marca 2013 o 01:24
    Wiesz co wkurwia? Gdybym zgodnie z polską normą zlała skrupuły i powiedziała ofen co sądzę, nie byłabym zła.

    Ale do chu… wafla, ja z uwagi na taką bucówę, jaką oni odstawiają wobec osób osciennych, byłam miła i grzeczna. W Europie takiej mnie nie widziałaś :D Nie odzywałam się za wiele, kontemplowałam krajobraz, nie powiedziałam ani słowa o megaszkaradnym kompleciku ślubnym, jaki zaprezentowali na twarzoksiążce, udawałam, że nie widzę, iż Panna Młoda jest zdegustowana mą osobą (normalnie bym pewnie sie zapytała czy ma jakieś ale, czy tylko jej któś gówno pod nos podetkał) etc.
    I to było fo pa. A to, że oni zachowali się jak buraki, już fo-pa nie jest. BTW, prawdziwy Chińczyk spędza pół dnia zastanawiając się co zrobić w tej sytuacji, żeby nikogo nie urazić, a i tak im nie wychodzi.

    Panu Młodemu już zmiękła rura, bo wyjaśniłam potem Maxowi, że jest to buc na kaczych łapach, egoista, warzywo pastewne i jeszcze kilka epietetów, i nalezy z nim kontakt ograniczyć. Więc Młody ograniczył, i przestał charytatywnie wspomagać Nikusia, potrzebującego kasiory na ślub z przyległościami.

    A Panna Młoda dostanie niebawem po ryju. I to nie ode mnie… :D

    Uwielbiam szczęśliwe zakończenia :P

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...