Opublikowałam poprzedni tekst i już chciałam wyłączać komputer, kiedy przez ekran przeleciał czerwony pasek "Katastrofa samolotu na Tajwanie". Pierwsza myśl - pewnie znów ktoś sobie pomylił Tajlandię z Tajwaniem. Druga - no tak, wyjechałam to się zaczęło - tajfuny, katastrofy i w ogóle.
Jednak nie, chodziło o Tajwan.
Rozbił się samolotATR-72 lecący z Kaohsiung w wakacyjny zakątek Tajwanu, czyli wyspy Penghu/Peskadory. Z uwagi na to, że jest to krótka trasa, niezbyt obłożona, zaś lotnisko w Penghu nie zalicza się do gigantów - nie obsługują jej Jumbojety, tylko takie małe popierdółki ze śmigłami, w których zawsze coś się telepie i trzęsie mocno turbulentnie z uwagi na uwarunkowania meteo dookoła Tajwanu. Tak, leciałam - przy pięknej słonecznej pogodzie i miotało nami jak żydem po pustym sklepie.
Samolot wystartował ze znacznym opóźnieniem z Kaohsiung - z uwagi na intensywne opady pozostałe po przejściu tajfunu Matmo, który był na tyle silny, że cały Tajwan został objęty przymusowym wolnym od szkoły i pracy. Od czasu wypadku tajwańskiej linii lotniczej China Airlines w Hongkongu w 1999r, kiedy to pilot ścigając się z nadchodzącym tajfunem Sam lądował w podobnych warunkach (tylko ciut większą i mocniejsza maszyną) i kolokwialnie mówiąc, rasowo zaliczył widowiskową glebę - od tego czasu latanie przed i w trakcie tajfunów jest surowo wzbronione. Tutaj filmik z tamtego wypadku:
Samolot TransAsia uzyskał zezwolenie na start i lądowanie, jako że warunki atmosferyczne mieściły się w normie - widoczność 1600m, podstawa chmur 600m (jak powiedział chcący zachować anonimowość urzędnik z tajwańskiego odpowiednika Urzędu Lotnictwa Cywilnego). Zatem wyruszył, i po godzinie zameldował się nad lotniskiem w Magong - gotowy do lądowania. W międzyczasie pogoda popsuła się i sztorm tropikalny przeszedł ponoć w burzę - co uniemozliwiło kontunuowanie manewru, więc kontroler lotu nakazał "pull up", i próbę ponownego wycelowania w ścieżkę. Niestety, przy tej próbie urwał się kontakt radiowy z pilotami - albowiem samolot uderzył w pobliskie zabudowania, na szczęście puste - bo momentalnie wszytsko stanęło w płomieniach.
Nie wiadomo dokładnie ile osób zginęło, dane w zależności od stacji wahają się od 47 do 54. Wiadomo, że na miejscu pracuje straż pożarna, wojsko i policja - ściągnięte z całej okolicy.
Wygląda to mniej-więcej tak:
Znaleziono już czarne skrzynki, wrak jest zabezpieczony i zapewne niebawem poznamy wyjaśnienie - najprowdopodobniej bezpośrednią przyczyną będzie błąd pilota i ekstremalne warunki pogodowe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz