poniedziałek, 28 lipca 2014

Języka chińskiego trudne przypadki - takie sytuacje

Chiński ma tony, i jest językiem miauczącym. Co każde polskie dziecko wie, a jak nie wie to się dowie próbując uczyć się chińskiego. Mandaryński ma tych tonów 4 (i piąty - neutralny), kantoński 10, tajwański z 8 - i stanowią one spory problem.
Na tyle spory, że niestety, czasem (często) przeszkadzają w zrozumieniu.
Bo turysta z zachodu chce być miły i pyta o cenę półmiska pierogów (Yī wǎn shuǐjiǎo 一碗水餃), kelnerka słyszy "ile za noc spania?"(Yī wǎn shuìjiào 一晚睡覺) - i wali go na odlew, az się porcelana ze szczęki sypie a krew sika po suficie...
Albo pewna turystka z Polski, niesiona falą swej świeżo nabytej umiejętności mówienia po chińsku, gawędząc z personelem ZOO, wzbudziła niezłą konsternację. Turystka chciała zobaczyć pandę (熊貓 xióngmāo), ale się jej troszkę tony szmyrgły na odwyrtkę - i z pandy zrobiło się inne xiongmao, a mianowicie 胸毛 xiōngmáo. I tym oto magicznym sposobem turystka poprosiła o pokazanie... włosów na klacie :D

Przyswoiłam tony i zaakceptowałam smutny fakt, że niestety jeszcze długo będę musiała machać ręką, nogą lub burzą loków - aby losowo wybrany Tajwańczyk zauważył w którym tonie mówię. No cóż, ważne że się rozumiemy :D, fryzurę i tak mam zazwyczaj w nieładzie. Ci Tajwańczycy którzy ze mną przebywają dłużej, są bardziej osłuchani i łapią sens bez rękoczynów - ale wybitnie ich bawi jak macham łapkami, więc macham z przyzwyczajenia.

Potem do tonów doszła inwersja. Czyli przekręcanie szyku, albo w wypadku chińskiego i moim - zamiana miejscami sylab. Po polsku możemy powiedzieć np "nocna lampka" i "lampka nocna" i będzie to oznaczało to samo. "Wersja robocza" i "robocza wersja". Po chińsku, rzecz jasna nie może być tak lekko.
Standardem są wyrazy "lustrzane". O rzecz jasna totalnie różnym lub bardzo zbliżonym znaczeniu, za to składające się z takich samych znaków.
I zaczynają się schody, bo czasem coś mi się w mózgu zafiksuje - i jak nie jestem w stanie ogarnąć kierunku prawo-lewo, tak samo mylą mi się niektóre z tych wyrazów. Zwłaszcza kiedy nauczycielka dla naszego dobra wprowadzi je jednoczesnie podczas lekcji...
Standardem jest, że proszę o deser słodzony pszczołą 蜜蜂 mìfēng, a nie miodem 蜂蜜 fēngmì- bo akurat tych dwóch poprawnie nie umiem zapamiętać od roku. To znaczy, pamiętam, a i tak poproszę naleśniki z pszczołą... yyy... miodkiem.
Jeszcze śmieszniej było, gdy wybrałam się z kolegą na spontaniczne zakupy i równie spontanicznie postanowiłam nabyć kilo herbaty dobrze podsuszonej. Wybrawszy co trzeba - poprosiłam kolegę, aby za mnie zapłacił, bo nie mam portfela. Kolega usłyszawszy co wydukałam po chińsku - zastygł, oczy mu zogromniały, czoło się spociło, po czym pokiwał głową, odsapnął i zapłacił. Łudziłam się rzecz jasna że to entuzjastyczna reakcja na mnie i mój chiński, że to z powodu powalenia na kolana przez wspaniałą płynność i nienaganną dykcję mej wypowiedzi... 

Dopiero w samochodzie przełknął ślinę, zebrał się w sobie i rzekł:
- Magdaleno Dwojga Imion, widzę, że popełniasz postępy w chińskim...
- O tak, ale to trudny język i ciągle mi się mylą słowa, więc cieszę się że mnie rozumiesz i mogę z tobą mówić po chińsku żeby ćwiczyć więcej...
- Oj, tak powinnaś dużo ćwiczyć. W..w..wiesz, w ogóle chiński ma dużo synonimów i możesz używać też takiego  na przykład "sakiewka" 錢包Qiánbāo.
- O, tego nie znałam, w szkole nas uczyli tylko o woreczku ze skóry 皮包píbāo, czy 包皮 bāopí, jakoś tak, bo to z dziesiejszej lekcji...
- No właśnie 皮包píbāo, my używamy częściej 皮包píbāo. Ale wiesz, no, jest pewien problem, wiesz... No bo woreczków ze skóry jest więcej i w ogóle... No wiesz, yyyy. To nie bez znaczenia, musisz o tym pamiętać, yyyy...
- No dobra, co też powiedziałam w tym sklepie, że cię aż tak zatkało?
- A nie, nic, nic...
- Bo zapytam nauczycielki w szkole! I powiem, że to ty nie wkręciłeś w jakąś głupią sytuację, a pamiętaj, że nauczycielka przyjaźni się z twoją kuzynką...
- No bo wiesz...  No bo ten skórzany woreczek, to może być portfel, ale też nie koniecznie bo to 包皮 bāopí ... No wiesz, każdy facet to ma, taki kawałek skórki, tylko muzułmanie nie mają, i ty właśnie powiedziałaś w sklepie, że...
- No ładnie.... Ale zgodnie z prawdą... Że nie mam NAPLETKA...

Taaaak.
CDN w następnym wpisie...

4 komentarze:

  1. ale o co mu chodzi? Przecież kto jak kto, ale Ty na pewno nie masz napletka :D

    OdpowiedzUsuń
  2. No chyba się wystraszył, że chcę pożyczyć jego :D

    Anatomicznie rzecz biorąc kobiety też mają napletek - ale nie sądzę żeby ten kolega aż miał szansę sprawę zgłębić aż tak dokładnie... Chyba chodziło o to, że publiczne mówienie o jakichkolwiek częściach ciała zakrytych zwyczajowo ubraniem jest nieeleganckie. Albo jego żółte myśli sparaliżowały mu mózg do reszty :D

    OdpowiedzUsuń
  3. A wiesz może jak na Pięknej Wyspie jest z angielskim? Słyszałem bowiem bardzo optymistyczne opinie, ze po angielsku można się dogadać łatwo,przynajmniej w dużych miastach, a na pewno jest lepiej niż na pewnych wyspach bardziej na północ (wiadomo o co chodzi) .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Biorąc pod uwagę że języka uczą na przykład Polacy średnio kumaci w temacie to odpowiedź sobie sam...

      Teoretycznie nie jest źle. Bo angielski jest w szkołach od podstawówki. Ale dodaj do tego chiński system zakuwania (czyli pierdylion testów gramatycznych a zero konwersacji) oraz tajwańska nieśmiałość wobec bladolicych i pomnoz przez chiński akcent i owszem dogadasz się. Ale zakwasy w rękach będziesz miał spore....

      A serio podstawowe sprawy ogarniesz. Ale o drogę nie radze pytać bo zamiast odpowiedzi nie wiem otrzymasz wskazowki w losowo wybrane miejsce niekoniecznie zbieżne z twoim punktem docelowym...
      W szpitalu dawali radę po angielsku, na policji niektórzy też, ale sporo Tajwanczykow będzie kiwalo głową ztym rozumiejący wyrazem twarzy i zupełnie nie kumalo ocb. W sumie to jak w Pollandii i Japonii :)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...