wtorek, 22 października 2013

Słodko, kolorowo, bezpiecznie

Tia…. Skojarzyło mi odpowiednio, ale nie o tym zupełnie miało być

Na Tajwanie podstawowym narzędziem poruszania siebie, psa, rodziny, zakupów, parasola ogrodowego, drabiny i sprzętu AGD też – jest skuter. Ponieważ Tajwańczycy jeżdżą czując zew krwi kamikaze (tak, w okresie II wojny światowej Tajwan był częścią Cesarstwa Japonii, i Tajwańczycy walczyli po stronie Japończyków, a nawet wstępowali do „Specjalnego Korpusu Uderzeniowego Boski Wiatr”). Innymi słowy ponosi ich fantazja ułańska a gubi krótkowzroczność i astygmatyzm, więc  codziennością są stłuczki z udziałem skuterów, pieszych, samochodów, ścian, wysepek drogowych i innych „stron trzecich”.
(A całość prosi się o parę celnych strzałów z bazooki lub  jeden z małej bomby atomowej, żeby ten burdel raz a porządnie ogarnąć raz na zawsze… – ale dziś nie o moich frustracjach, bo przecież to ma być Keai, Słodko i Cute na Dobry Początek Tygodnia)
Rząd tajwański wydał w trosce o bezpieczeństwo obywateli dekret o obowiązkowym kasku. Który Tajwańczycy czasem noszą a czasem nie. A jeżeli już noszą – to kask powinien być możliwie – słodki, słodziaszny, cute i keai. Są więc kaski różowe, z kotkiem i pokemonami, z wszelkimi bohaterami kreskówek a także (ostatni rzut) z Żółtą Kaczuszką, oraz – ponieważ Tajwańczycy kochają jeść – to i z artykułami spożywczymi też. Do wyboru, do koloru – jak widać.
Ale ani krowa, ani Patrick, ani małpka nie podbiły mego serca… Powiedzmy, że z rozbawieniem zaprawionym wyższością oglądałam kolorowe kaski koleżanek i kolegów (orientacji homoniepewnej, prawdziwy mężczyzna bowiem nie założy na siebie czegoś .. yyyy. takiego…. mam nadzieję!). Ale – po dłuższym pobycie trafiłam na coś, co powoduje, że łamię się co do wydania 50PLN na kawałek plastiku z dodatkami…
Moje ulubione – kolorowe, apetyczne, z błyszczącymi nalepkami holograficznymi, z frędzelkami na czubku – Pan Arbuz i Pani Truskawa :D
Co do walorów praktycznych – te hełmy są do wyglądania i sprawiania pozorów a nie jakąkolwiek gwarancją bezpieczeństwa. Chronią głowę mniej niż np toczek do jazdy konnej – przy czym w toczku i na koniu z założenia nie jeździ się po asfalcie…  Tak naprawdę wiele z kasków to po prostu plastikowa skorupka z małą (lub wręcz żadną) ilością gąbki/pianki/innej substancji absorbującej uderzenie. Prawdziwy kask ma kolega Ben, ponieważ uprawia on dyscyplinę sportu znaną jako „wyścigi tuningowanych skuterów”, które potrafią zasuwać powyżej setki po ulicach miasta… Bena kask to model Power Rangers, z osłoną na twarz, z osłoną szczęki, wyłożony czymś miękkim i z lekka ściskającym, dzięki czemu trzyma się na głowie i nie majta na boki. Ale kask Bena kosztował też coś ponad 1000 PLNów, a truskawka – około 50 …
Ale za to truskawka wygląda słodziasznie :D

2 komentarze:

  1. Jak wiesz, miejscowy naród jest bardzo pragmatyczny i większość użytkowników posiada dwa zestawy kasków - letni i zimowy. Ciężko wytrzymać dłużej niż 20 minut w super pełnym kasku w ciągu tutejszego lata. Teraz, gdy temperatura raptownie spadła do 25 stopni, masa ludzi zmieną kaski na "zimowe". Jeszcze pięć stopni mniej i odkurzą puchowe kurtki ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Już odkurzyli :D Dziś przy mnie pan się zapinał w puchówkę, a do zestawu miał gustowne japonki...

    Ja tam cały czas mam pełny - bo nie lubie jak mi pizga po uszach. Z kolei moja koleżanka ma taką miniskorupkę, żeby jej fryzury nie zepsuła...
    Za to maski są zimowe = takie z frędzlem zasłaniającym szyję, nawet taką mam. Mama koleżanki mnie uraczyła, drżąc o to bym się nie przeziębiła w arktycznych 23C

    A co do pełnego kasku, myslałam, że za tą cenę to ma klimatyzację wbudowaną, wiąże krawaty i robi parę innych rzeczy...

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...