niedziela, 21 kwietnia 2013

Ratując meduzy

Pojechaliśmy do Wetland Parku, odpocząć wśród zieleni nieco mniej sprzyjającej atakom komarów niż solidnie zacieniony park z Wieżą Tygrysa i Smoka.
 W jeziorku alias bajorku pływały biało-żelowate meduzy, uparcie dążąc do altanki na krańcu zalewu. Skąd falujące meduzy? Ano, z falującego morza, które połączone jest z AiHe, Rzeką Miłości, a woda z AiHe swobodnie wpływa do bajorka Wetland Parku i powoduje jego falowanie w rytm dobowy cyklu pływów, sterowanego księżycem  Tak więc sączymy lemoniadki z prawdziwej cytryny zmieszanej z dużą ilością drobno pokruszonego lodu, napawamy się widokiem półprzeźroczystych parasoli snujących się pośród fal, gdy nagle Młodociany stwierdził całkiem poważnie – Majia, ale my musimy je uratować…
Zmieniłam się cała w wielki znak zdziwionego zapytania. Co ratować?
- Bo one płyną do brzegu i tu utkną, bo woda jest za płytka, żeby mogły uciec, a słońce je poparzy, zobacz!
Rozejrzałam się i załapałam. Faktycznie, jedna z najbliższych meduz apatycznie falująca w jednej z nieco głębszych niecek wybitych w płyciutkim dnie brzegu bajorka wyraźnie przypominała pół ścięte jajko podczas procesu smażenia jajecznicy – tu i ówdzie błyskając sparzoną bielą pośród transparentnej glutowatości. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Nie zastanawiałam się zbytnio nad systemem nerwowym meduzy, pamiętając z lekcji biologii w szkole podstawowej, że meduzy rozróżniają jasno-ciemno jakimiś narządami na brzegach kapelusza i tyle. O klinice leczenia oparzeń specjalizującej się w parzydełkowcach uszkodzonych przez promieniowanie UV nie słyszałam. Obiły mi się tylko o uszy historię o mniej lub bardziej niebezpiecznych kontaktach z parzydełkami tych uroczych zwierzątek, i o zbawiennym wpływie octu na obrażenia odniesione podczas zaplątania się w okolicę takie krążkopława czy stułbiopława.

I Młodociany zastygł na brzegu rozważając, jakby tu te meduzy uratować. Bo ja je dotykałam ostatnio, i nic mnie nie poparzyło. Dopiero po dłuższej chwili odstygł, pokiwał z rezygnacją głową i podreptalismy do motoru. Ale humor miał już zwarzony do końca dnia, nawet wielki puchar lodów z czekoladą i truskawkami jakoś nie pocieszył go za bardzo.
Sama nie wiedziałam co mu odpowiedzieć. Idea ratowania meduz jest dosyć absurdalna, a podobną kwestię w Polsce podniosłoby dziecko w wieku przedszkolnym. Jest to jedna z rzeczy, które podobają mi się w Tajwańczykach – mają zupełnie inny niż Europejczycy poziom empatii.
A potem przypomniała mi się powielana w wielu mailach/postach/motywatorach etc historia, będąca swobodnym nawiązaniem do „The Star Thrower” autorstwa  Loren Eiseley.
Na specjalne życzenie, mogę przetłumaczyć tą historyjkę. Ale tylko na bardzo specjalne. Ćwiczyć angielski trzeba :D

6 komentarzy:

  1. ~Mantis
    22 kwietnia 2013 o 00:39
    Historia, którą przytoczyłaś jest powszechnie znana, idea ratowania meduz wydaje się być naiwna, ale ja chciałabym się otaczać właśnie tego rodzaju ludźmi.

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Majia
    22 kwietnia 2013 o 01:57
    W Polsce nie jest aż tak znana, aczkolwiek znalazłam ciekawy przekład – tym razem jako „bajkę chińską”… http://jajesteminnymty.blog.interia.pl/?id=1923864

    Ja mam takie szczęście do ludzi właśnie

    OdpowiedzUsuń
  3. ~Mantis
    22 kwietnia 2013 o 19:00
    Pierwszy raz przeczytałam podobne opowiadanie jakieś piętnaście lat temu, właśnie w Polsce. Było o człowieku, który wrzucał do morza wyrzucone na brzeg meduzy, a nie rozgwiazdy, zasada jednak była ta sama. Ta historia, czy też przypowieść, ma wiele odmian i wielu ludzi ją zna. :)
    Jesteś rozczarowana? Szukałaś (spodziewałaś) się czegoś innego po swoim chińskim koledze? Myślisz, że ludzie tak bardzo się różnią?

    OdpowiedzUsuń
  4. ~Majia
    23 kwietnia 2013 o 12:59
    Mi to opowiadanie stosunkowo niedawno wpadło w oko w wersji angielskiej, w jednym z wielu łańcuszkowych maili o budującej serce zawartości. Potem znalazłam polską wersję.

    Czy rozczarowana? Raczej zaskoczona, różnym poziomem empatii i wrażliwości wynikającym z różnicy kulturowej, pomimo znanych faktów dotyczących buddyjskości Młodocianego oraz jego ogólnej postawy życiowej.
    W Polsce ratować meduzy chce się głównie – dzieciom (o ile mama nie zareaguje lub dziecko samo się nie poparzy), osobom z deficytami rozwoju umysłowego, ewentualnie zwolennikom grup eko. Myślę, że – owszem, różnią się, przede wszystkim poziomem emocjonalności i znieczulicy/cynizmu. Bo dla mnie te meduzy po prostu tam były.
    No ale – dlaczego odkupujesz konie z transportów rzeźnych, albo płacisz za stajnie spokojnej starości dla tych, co już są niezdolne do jazdy/pracy – zapytałam kolegę. A dlaczego ty pomagasz babciom przejść przez ulicę, dlaczego oddajesz krew, dlaczego kupujesz cegiełki fundacji X albo wpłacasz na wilki w Bieszczadach? Bo tak po prostu,tak ma być… Jednakże uważam, że ja i moje polskie otoczenie, jest znacznie mniej empatyczne i wrażliwe na krzywdę słabszego.

    A czy ludzie się różnią? Owszem, i to bardzo.

    OdpowiedzUsuń
  5. ~Mantis
    23 kwietnia 2013 o 22:18
    Nie jest tak źle. :) Charytatywność nie jest prosta. Sztuką jest właściwie pomóc. Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń

  6. ~Agga
    13 maja 2013 o 11:07 · Odpowiedz
    Myślałam że do ich ratowania użyjecie kubków po lemoniadzie. Tylko średnio widzę rozwiązanie logistyczne – jak je przetransportować z punktu A do B – zanim się uduszą lub ugotują.

    „Empatia – zupa z Azji”. U nas pojęcie empatii jest rzadko używane i stosowane.
    Wydaje mi się że znieczuleni jesteśmy przez nadmierne podawanie przykrych informacji.
    Kiedyś jeżeli w wiadomościach podano że np. autobus z dziećmi zjechał ze skarpy, większość zginęła na miejscu – to dwa dni łza się kręciła w oku na wspomnienie o tej sytuację.
    „Dziś” – kiedy słyszymy podobne wieści – większość z nas reaguje – „Co znowu???” i…żyje dalej.

    To samo z ginącymi gatunkami – a to rysie, wieloryby, niedźwiedzie. Pukają do nas do domów, dzwonią, wysyłają maile. Cała masa informacji i w tak licznej lawinie próśb o pomoc – znieczuliła większość – czego powodem jest to, że mamy dość czytania tego typu treści albo zwyczajnie nie mamy możliwości niesienia pomocy wszystkim.

    Samej parę razy w roku zdarza mi się przekazać jakąś choćby symboliczną kwotę – na dom dziecka czy na schronisko. NAJWAŻNIEJSZE !! Niech każdy z nas raz na jakiś czas przekaże tylko przysłowiową „złotówkę” na dowolny cel. A zapewne ta kropla w morzu potrzeb – zostanie doceniona.

    Wracając do meduz – sami w pojedynkę nie dalibyście rady – uratowalibyście 3 sztuki a kolejnych 5 by wpłynęło!

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...