poniedziałek, 9 maja 2016

O słodkościach po tajwańsku...

Kiedy wspominałam o tajwańskich słodyczach, które generalnie są w smaku hmmm... ciekawe niezwykłe inne i najczęsciej po prostu obrzydliwe dla wysublimoanego podniebienia wychowanego na krówkach, iryskach, kasztankach i innych cudownościach, hasło "lodzik podły w smaku" wzbudziło furorę. Z racji rzecz jasna swojej dwuznaczności. O tym, że można spożywać z uśmiechem na ustach coś o smaku mydła szumnie zwanego zieloną herbatą - mówiono po cichu, stukając się w czółka.

Zatem dziś, specjalnie z okazji tego, że maj, i że poniedziałek - inne przypadki tajwańskich słodyczy, dla koneserów. Koneserów powyżej 18 lat! To znaczy w Polsce, na Tajwanie jakoś się nie szczypią w tym temacie (patrz - ogólnodostępne instalacje artystyczne pozwalające liznąć trocha kultury)

Ciastko o wiele obiecującym kształcie ujrzałam po raz pierwszy w Kending, czyli takim tajwańskim nadmorskim kurorcie typu Mielno - Ustka - Międzyzdroje. 
Z kakofonii zapachów spowijających przyuliczne stoiska wyróżniał się miły zapach gofra z bitą śmietaną, nieodłączny element każdej wyprawy nad morze. Zatem kurcgalopkiem ruszyłam na węch, wietrząc niczym rasowy posokowiec, czując coś, co mile wypełni mi brzuszek i podniesie poziom cukru we krwi, a dentyście dostarczy uciechy i nadwyżki w budżecie. Stanęłam przed stoiskiem jak wryta, bo goframi pachniały... no... eeee... tego... mocno schematyczne w kształcie i niezbyt realistyczne, ciastkowe narządy. Męskie.

Dotrzymujący towarzystwa mnie i Kasiorkowi kolega zwany Pandą rzecz jasna ze źle maskowaną radością podszytą nieśmiałą ciekawością i skrywanym scukaniem rzecz jasna zakupił nam po "goferku", szykując się na szał pał i szoł wizualnej podniety. A my, dzierżąc w łapkach cieplutkie, pachnące ciacha wpatrywałyśmy się w toto maślanymi oczami, na poły czekając aż przysmak lekko ostygnie coby nam podniebienia nie sparzyć, na poły konstatując w poetyckiej zadumie fakt trzymania ciastka o kształcie już nie sugerującym, a pokazującym wprost i dosadnie jak w pysk strzelił co z czym i do czego.
Panda, patrząc na nas wzrokiem z lekka zamglonym, licem żółto zarumienionym i ogólnie mocno głupawym wyrazem twarzy, z lekką troską zapytał:
- Yyy, czemu nie jecie, aż takie duże te ciastka? Rozmiar ma takie znaczenie? Czy to dlatego się tak cieszycie, że one takie duże, te ... (tu zrobił wyraźne GULP) ... ciastka?
Aż żal było patrzeć, jak biedny ściska kolanka, wywraca oczkami i dyskretnie usiłuje udawać że absolutnie, widok dwóch białolicych miętoszących sugestywnego kształtu frykasy na niego nie działa. Zatem Katarzyna wypaliła pierwszą salwą:
- Duży? No coś ty! Tak na ząb w sam raz, nie ma co się rozwodzić nad tym, że rozmiaru toto jest posledniego!
- Ale to pierwsze cokolwiek tego kształtu co każda z nas trzyma w ręce odkąd tu przybyłyśmy, więc należy się tym faktem rozkoszować, bo szybko się to nie powtórzy - dobiłam chłopaka, który chyba mocno żałował, że dał się skusić wizjom rozrywkowym o lekkim zabarwieniu przyrodniczym.
Po czym raźno odgryzłyśmy jednym kłapnięciem po połowie ciacha i starannie wciągnęłyśmy nadzienie waniliowe...

Zdjęcie ocenzurowałam, z wiadomych względów. Nie mam ochoty swego rozradowanego oblicza i błysku w oku oglądać na stronach dla wybitnie samotnych panów. A błysk miałam na tym zdjęciu taki że hohoho, klękajcie narody, spadajcie majciochy, graj muzyko, myśli sio!

Potem fiuto-gofry albo penisowafle z rozmaitym nadzieniem spowszechniały, stając się na jakiś czas ulubionym pokarmem nighmarketowym dla nastolatek, które masowo fotografowały się wciskając sobie takiego nadziewanego kiełbaską, truskawką lub czymkolwiek rarytasa w usta. Boom może nieco opadł, ale na pewno na tajpeskim Shilin Night Market można kupić wszelkie dziwaczności, i oprócz tofu śmierdzącego jest szansa popróbowania, czy waflowy narząd smakuje przyzwoicie.

Ale że rynek nie lubi próżni, a równouprawnienie pojawia się i w Azji - to w asortymencie pojawiły się takie oto babeczki. We wszytskich smakach, ksztaltach i kolorach, oddanych z dużym pietyzmem. Trochę kosztują - ale to ręczna robota, artysty, który musi zapewne inspiracji szukać na płatnych stronach, z wielkim poświęceniem...

Skusicie się na taki anatomiczny deserek?
Bo na przykład na alibabie (chińskie allegro) można kupić formę do gofrów - więc nie wątpie, że kiedyś w Mielnie pojawi się takie stoisko, póki rzecz jasna ksiądz z ambony nie wyklnie a sanepid nie zrobi rozróby :D

4 komentarze:

  1. Chrześcijanom tamtejszym to nie śmierdzi?

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie :) po pierwsze dlatego ze sa tamtejszymi wiec wychowani w nieco innej kulturze... po drugie dlatego ze sa mniejszoscia wiec nie maja takiej sily razenia jak w Polandeszu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A po trzecie pan bogbstworzyl ludzi na swoj obraz i podobienstwo wiec czym sie tu bulwersowac????

      Usuń
    2. Niby tak ale nasz kraj dowodzi co innego...

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...