wtorek, 28 października 2014

Wieści od Kury z Singapuru

Spora część moich Czytelników bywa gościnnie na kanapie Kury z Singapuru, jej męża zwanego Żywicielem oraz pisklęcia zwanego Przychówkiem - czyli w Azji od Kuchni.

Z wielkim smutkiem przyjęłam wiadomość, że Kura oswoiła się już z egzotyką Miasta Lwa, nie popełnia tylu gaf ile ja wciąż strzelam - i dlatego nie ma aż tak wiele do opisywania. Kura zaś zamilkła w wakacje - i jej kuchnia od tego czasu opustoszała... 
Wiadomo, nie jest to sprawa czytelników, dlaczego ktoś na jakiś czas zamyka blogowy kramik, przykręca kranik z przygodami i pulpit nawigacyjny zasnuwa pajęczyną. Są sprawy prywatne, do których nie dopuszcza się nawet najwierniejszych fanów i stada psychofanek też.
W każdym razie - niestety, tak wyszło że zniknął blog wsiowo-japoński, potem blog Biszopa i jeszcze kilka innych zawiesiło działalność na czas nieokreślony. Szit happens, trudno, trza brnąć dalej z oczyma utkwionymi w przyszłość...
Ale tylko Kurza Kuchnia wywołała reakcję łańcuchową, która otarła się o mnie.

Dostałam kilka wiadomości, gdzie nawet zastanawiałyśmy się co się stało z Kurą. I nawet miałam napisać - ale szanując prywatne życie blogera etc jakoś tak z braku czasu odłożyłam to do wiecznego jutra. W końcu zaś wiadomość z Irlandii uświadomiła mi - że Kura i jej rodzina mogła zostać: porwana przez kosmitów, przerobiona przez producentów chińskich pierdół na dekoracje świąteczno-wigilijne, a nawet skonsumowana jako kurzy pasztet z polskiej wątrobianki... i sama zaczęłam się martwić, przebolałam indolencję i klawiaturę dotykową mojego nowego tableta - i skrobnęłam małpią pocztą do Singapuru.

Otóż Drodzy Czytelnicy! Kura dziękuje za troskę i zainteresowanie jej skromną osobą. I oświadcza że nikt jej nie zrobił niczego z powyższej listy strasznych rzeczy jakie na mój nadopiekuńczy instynkt katastroficzny się narzuciły, a cała familia ma się dobrze. I tylko lenistwo plus brak weny są powodem przestoju w przekazie informacji z singapurskiego kurnika.
Kura uchyliła rąbka tajemnicy - powiedziała iż wróci najprawdopodobniej po Nowym Roku, a w kuchni azjatyckiej zajdą pewne zmiany kosmetyczno- onomastyczne. Będą nowe imiona, nowe nazwy i nowe dania. Więcej nie zdradzę.

Ja zaś... no cóż. Piszę mniej. Wspominałam, że tak się złożyło, że pewien splot niefortunnych okoliczności, o których nie czuję się gotowa pisać publicznie sprawił, że musiałam poszukać pracy - a nowe zajęcie absorbuje mnie znacznie bardziej niż studia językowe i radosne obijanie się zwane "zgłębianiem kontekstu kulturalno-obyczajowego". Ale - mam kilka dni wolnego, więc mam nadzieję klepać w natchnieniu  i wytrwale niczym Kraszewski Józef Ignacy - który namachał w swym życiu 600 tomów literatury wszelakiej, w tym 232 powieści. A limit dzienny miał 100 stron czystopisu.


4 komentarze:

  1. Cieszę się, że przekazałaś informacje od Kury, bo też zaglądam do niej i zastanawiałam się, czy coś się nie stało.
    Kinga

    OdpowiedzUsuń
  2. chyba każdy od czasu do czasu cierpi na brak weny:(

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Cieszę się z wiadomości o Kurze,mam nadzieję, że Pani nie będzie mieć tak Długiej przerwy w blogowaniu: )Greta z PL

    OdpowiedzUsuń
  4. :-)) Dzięki Tobie spokojniej poczekamy na wieści od Kury.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...