niedziela, 26 stycznia 2014

Szklane paciorki z aborygeńskiej wioski

Ponieważ weekend zimowo-tajwański nastrajał miło do pieszych wędrówek, postanowiłam wykorzystać rześkie powietrze i słonko - i wyskoczyć poza zadymione Kao. Padło na górską wioskę Sandimen, zamieszkiwaną przez plemię Paiwan.
Słysząc "aborygeńska wioska" miałam wizję chatek krytych strzechą i półnagich Papuasów. Tiaaa. 
Chałupy są kryte nie strzechą, a łupkami. Papuasi - a raczej Paiwanie nie świecą gołą klatą - mają stroje nieco bardziej ortodoksyjne i przystosowane do pobytu w górach. 
Ale - to tylko od święta lub w specjalnych parkach dla turystów, bowiem na co dzień Aborygeni tajwańscy mieszkają w normalnych betonowo-flizowanych domach z łazienkami, mają samochody i skutery, a zamiast polować na dzikie świnie idą do najbliższego 7-Eleven na szybkie danie z mikrofali... I tak oto romantyczna wizja nieskalanej cywilizacji prymitywnej runęła, ech.
W parku najbardziej interesowały mnie punkty z rękodziełem. A z rękodzieła - biżuteria, taka już jestem sroczka łasa na błyskotki. Przy czym szczególnie lubię kamienie szlachetne :D, a że mnie nie stać na takie, to styl folk - szkło, drewno, hafty i takie tam. 
Plemię Paiwan tradycyjnie zajmuje się wyrobem koralików szklanych (tak naprawdę nie wiem, jak bardzo tradycyjna i stara jest ta tradycja - ale są w tym aprawdę biegli), które każdy szanujący się Aborygen nosić powinien na znak swojej wartości. Ku mojemu lekkiemu zdziwieniu (nie do końca wierzyłam bowiem w wędrówkę ludów po Pacyfiku), Palauanki również mają zawsze na szyi przynajmniej jeden koralik (money beads), bardzo podobny do tych z Sandimen.



Koraliki aborygeńskie są piękne. Błyszczące, kolorowe, pokryte symetrycznymi wzorami w żywych kolorach. A w dodatku ręcznie robione na oczach turystów...


Cała procedura wygląda tak: szklaną rurkę rozgrzewa się w płomieniu palnika acetylenowego, oddziela kawałek i formuje zgrabną kuleczkę lub jajeczko. Potem jajeczko pokrywa się fantazyjnymi lub tradycyjnymi deseniami, studzi i nawleka na ręcznie robiony rzemyk lub misternie pleciony sznurek i wystawia na sprzedaż...



Braki - czyli koraliki pęknięte, o nierównej powierzchni, rozmazanym wzorze kończą jako element zdobniczy - na przykład lustra w toalecie czy betonowego podjazdu.

Najchętniej wykupiłabym cały ten sklepik. Niestety, są to drobiazgi dosyć drogie - cena bowiem uwzględnia pracochłonność, niebezpieczne warunki pracy (jak widać - zero masek, okularów ochronnych czy rękawiczek, a te pręty wcale zimne nie są...), więc musiałam się obejść wieeeelkim smakiem. 
A oto moja drobna kolekcja aborygeńska - mam nadzieję ją poszerzyyyyyć :D




Tak, oprócz aborygeńskich koralików i kolczyków, bransoletek i zawieszki do komórki mam też kubek z Hello Kitty oraz bliżej nieokresloną ilość kotków machających łapką na pieniądze - wszystko po to, aby tych koralików więcej kupić. Wspierajmy niknące zajęcia rzemieślnicze i pracujących Aborygenów.





6 komentarzy:

  1. No i wiedziałam że o czymś zapomniałam. Miałam Cię tam wysłać z dużą ilością hajsu po niepowtarzalne okazy koralików "especially for me"!

    OdpowiedzUsuń
  2. Numer konta znasz :D
    Będę miała powód wybrać się tam jeszcze raz

    OdpowiedzUsuń
  3. Majia, pisz więcej o aborygenach jak tylko będziesz mogła PLIIIZ !:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam w planach takie jedno polsko-aborygeńskie wesele, ale czekam na autoryzację :D

      Usuń
    2. A tak BTW, wybierasz się albo byłaś na Lanyu (wyspie orchidei)?

      Usuń
    3. Byłam i wybieram się ponownie. I na Jinmen/Kinmen, i na Ludao (Zieloną Wyspę) też. Ogólnie lubie te małe wysepki wokół Tajwanu.

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...