niedziela, 23 grudnia 2012

Majia, czemu nie oglądasz telewizji?


Jak można zwiększyć swoją znajomość języka? -zapytała nauczycielka podczas lekcji.Ćwicząc, czytając gazety, rozmawiając z lokalsami, oglądając filmy i telewizję.

Następnego dnia rozpoczęło się odpytywanie z rezultatów takiej oto nie-wprost podanej sugestii na temat poziomy naszego chińskiego i tego, jak mamy poziom ów zmienić na nieco bardziej niebosiężny – jakie cwiczenia wypełniłeś, z kim i o czym rozmawiałeś, jakie miejsca odwiedziłeś. Gdy na mnie przyszła kolej, wyrecytowałam krótką listę aktywności, po czym padło pytanie – Majia, dlaczego nie oglądasz telewizji?
Nie oglądam telewizji ponieważ nie lubię, nauczycielko, odpowiedziałam.
Jak to nie lubisz – zdziwiła się nauczycielka, świeżo po studiach, więc jeszcze ze znikomą znajomością bezmiaru forineskich dziwactw.
Normalnie, nie lubię więc nie oglądam! odparłam/odwarknęłam, z lekka już poirytowana traktowaniem mnie jak raroga. No i przeciągającym się czasem konwersacji, nagle słuchanej z wielkim zainteresowaniem przez Japończyków (dotąd spali/drzemali/przygotowywali swoje wypowiedzi)
Nie masz żadnej ulubionej dramy, ani aktora ani programu? Nadal nie mieściło się to w nauczycielskiej głowie.
Podniosłam do góry łapkę, dając znak -pas, proszę mi dać chwilę na myślenie. Pożyczyłam od kolegi Japończyka telefon z internetem i wypasiony elektroniczny słownik…
Po dłuższej chwili wydusiłam wypowiedź:
Nie mam ulubionej dramy a w telewizji na Tajwanie. Dodatkowo, jak dotąd jeden raz obejrzałam wiadomości. Poza tym wyjątkiem mój telewizor jest stolikiem i półką na książki, budzik i kubek z kawą, a także wieszakiem na pranie. Dotychczasowo poznany poziom intelektualny popularnych programów powoduje u nieodwracalne zmiany w tkance mózgowej i powala swoim kretyństwem, więc nawet jeżeli akurat na stołówce lub siłowni jest włączony telewizor, staram się go ominąć wzrokiem.
Nauczycielka (z lekka zdumiona moją zdecydowaną opozycją do karnie dukających o oglądanej telewizorni Japończyków) – no, dobrze… Ale dramy? Dramy są bardzo popularne… I takie interesujące…
Nie doprecyzowałam gdzie sobie może dramę wsadzić… Dla wyjaśnienia – drama reprezentuje poziom pierwszych odcinków Klanu, podobnie zaawansowaną grę aktorską i realizowanych niemal amatorską kamerą. Jedyna różnica to – aktorzy są toćka w toćkę identyczni kolorystycznie i kochają przesadzone efekty dramatyczne – czyli drą się wniebogłosy i rozdzierają szaty równie przesadnie, co nieszczerze. Twarze bowiem mają niczym woskowe maski, wzorowane na drewnianej ekspresji Stevena Seagala. A poza tym – jakbym oglądała „Modę na sukces” czy inny emerycki tasiemiec.
Plusem jest to, że dołem lecą napisy –  odzwierciedlające wiernie, co jest mówione. Niestety, jak na moje ograniczone umiejętności – za szybko. Czasem w ciągu 30 sekund przelecą trzy ekrany napisów. Chińczyki umieją to odcyfrować w ułamku sekundy, mi rozkmina zajmuje średnio minutę na ekran.
Nauczycielka smutno zwiesiła główkę, zdruzgotana brakiem współpracy ze strony obcokrajowca, co urażało nie tylko jej patriotyczną chęć krzewienia kultury tajwańskiej w akceptowalnie nieobciachowym wydaniu (to co podoba się obcokrajowcom, czyli – rozpadające się tradycyjne budynki, kolorowe tradycyjne ciuchy etc to tutaj straszna wiocha, bo nie-zachodnie, nienowoczesne etc), ale także powodowało wielkie niezadowolenie jej przodków, gdyż nie umie godnie i dostojnie wypełnić zamierzonego zadania, no i oczywiście włączało niepokojący dysonans poznawczy – zaraz, jak może moja ulubiona drama być niedobra, nudna, kiepska, a w dodatku  i durna???
Więc aby nie popełniła speppuku lub nie skoczyła z Zishan Hall (najwyższy budynek Wendzarni, 13 pięter plus 3 z salami konferencyjnymi, gdzie nie da się otworzyć okna) postanowiłam obejrzeć jakikolwiek film, streścić go i wykazać się stosowną dozą zachwytu na kolejnej lekcji.
Ponieważ zbliżał się koniec świata, wybrałam coś utrzymanego w klimatach apokaliptycznych, i pozwalającego zgłębić mi niespotykane w Polsce zjawisko trzęsienia ziemi, a mianowicie film produkcji ChRL pt Aftershock/ Tangshan Da Dizhen. Moja xiaolaoshi nr 1 popatrzyła na okładkę,
zrobiła oczy wielkie jak 5 zł i zapytała czy aby na pewno chcę „to” oglądać.


Gdy potwierdziłam, wybałuszyła się jeszcze bardziej, i poszła fpisdu, oglądać romantyczne komedie amerykańskie. Druga xiaolaoshi z bardziej nauczycielskim podejściem zasiadła ze mną, i ćwiczyła mój chiński (a co jest tam napisane, a jak on to powiedział, a jak można to czy tamto jeszcze powiedzieć), dodatkowo objaśniając kulturowe niuanse, rodzaju: a co to za puder, czy ja też mogę go kupić żeby się schłodzić, czemu portrety zmarłych, czemu oni tłumaczą jak trafić do ich domu nad ogniskiem z papierowymi pieniędzmi, czemu tak się nad tym synem telepią, czemu Shenzhen itp
-puder z mentolem uzywany jest zamiast klimatyzacji i do chłodzenia bobasowych pup, żeby się im nie zagotowały w pieluchach podczas upału
- portrety zmarłych to relikt religi dao, tepionej przez komunstów. Taki kompromis pomiędzy programową ideą bezreligijności a tysiącletnia tradycją milionów Chińczyków, niezależnie od koloru munduru
- tłumaczą, aby duchy dobrze trafiły w wypadku pomocy/odwiedzin… Gdy prosi się duchy przodków/bożki o pomoc np podczas egzaminu, należy podać jak najbardziej precyzyjny opis siebie… Data, godzina, adres – nie wystarczy! dodaje się nawet i gdzie się będzie siedziało i jak się będzie wyglądać, aby duch na pewno pomógł właściwej osobie, nie sąsiadowi….
- syn to już w ogóle wariactwo – bo to on pozwala bożkom/przodkom/rodzinie przetrwać. Dziewczynki traktowane są po macoszemu, jako te gorsze (bo chowa się je jako czyjeś żony, żadnego pożytku w przyszłości)
- Shenzhen to chiński sen o Zachodzie, specjalna strefa ekonomiczna mająca  wyciągnąć żółty naród zwinnych rączek z technologicznej epoki kamienia  łupanego. Tamtejsze fabryki od Adidasa po Zarę były i są oczkiem w głowie rządu komunistycznego, lokującego konkretne środki w „oazach fortuny” (czyli 6 na chwilę obecną SSE)
Film opowiada historię rodziny mieszkańców przemysłowego miasta Tangshan, obdarzonej przez los bliźniętami zamiast zwyczajowego jednego dziecka. Pewnej nadzwyczaj upalnej nocy ziemia zaczyna się trząść z siłą ocenioną potem na niemal 9 stopni w słynnej skali Richtera, pogrążając pod gruzami większość mieszkańców nowo wybudowanych bloków z wielkiej betonowej płyty. W rumowisku uwięzione są także bliźniaki. Oboje dają oznaki życia – brat rozmawia z ratownikami, siostra stuka kamieniem. Problem polega tym, że przygniata ich jeden olbrzymi kawał gruzu, niemożliwy do zdjęcia z ich obojga jednocześnie bez ciężkiego sprzętu budowlanego (którego rzecz jasna na miejscu nie ma). Mama musi podjąć decyzję – tu i teraz (pod presją ratowników, bo dookoła są i inni uwięzieni, których można wyciągnąć zanim nadejdzie wstrząs wtórny) – które z dzieci wyciągnąć, które zmiażdżyć aby drugie mogło przeżyć… Potem zaś do końca życia będzie się zastawiać, czy jej decyzja była dobrą decyzją?
Jak się okazało następnego dnia – wybrałam naprawdę znane dzieło, które wszyscy na Tajwanie znają (przynajmniej ze słyszenia). Film może nie rzucił na kolana urywając dupę, ale – zły nie był. Przede wszystkim pokazał mi niesamowitą różnicę obyczajową między Europejczykiem a Azjatą – co tu mówić wiele, dobrze że miałam Nico tuż obok, bo wiele tematów mogłabym zrozumieć na opak… Inna sprawa to narracja i akcja – dziecku zachodniej kultury, przyzwyczajonemu do wyrażanych wprost i łopatologicznie zwrotów akcji, w tym wypadku przyszło myśleć i się zastanawiać, używając wyobraźni, bo sceny rwały się niczym u Tarantino, bez ostrzeżenia i informacji o kontynuacji.


Jakby ktoś chciał obejrzeć – jest na yt, z napisami chińskimi i angielskimi hare on twitter
Share on naszaklasaMore Sharing Servicese i naukowo-badawcze oraz nauko-podobne)Recenzje wsze

3 komentarze:

  1. ~Mantis
    24 Grudzień 2012 01:00
    Film łatwy, lekki i przyjemny w sam raz na święta. Czemu nie ostrzegłaś, że będą potrzebe chusteczki?

    OdpowiedzUsuń
  2. Majia
    24 Grudzień 2012 04:52
    Zaiste, mój błąd… Nadrabiam kolejną notką, bo komentarz to za mało

    OdpowiedzUsuń
  3. ~Agga
    4 Styczeń 2013 19:51
    Film już zdobyty – teraz jak tylko znajdę chwilkę, na pewno go oglądnę.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...