Sezon wycieczek się zbliża. Wiadomo, tripadvisor poleca, istnieją listy "must gołów i must sijów". A co zrobić, gdy jakaś zabita deskami wioska nie posiada żadnej większej atrakcji powodującej wysyp turystów? Jak ratować budżet miasta i zapisac się na kartach historii z geografią?
Ano, była taka wioska. Zwała się RuiSui 瑞穗 i leżała sobie w hrabstwie - województwie Hualien. Atrakcji turystycznych większych tu nie ma, jest park narodowy, Aborygeni - ale nic specjalnego, co by mogło przyćmić Taroko, albo chociaż skłonic do zatrzymania się tu na pół godzinki w drodze do gorących źródeł pod Taidong.
Zatem, myślała wioskowa starszyzna, myślał wójt, myśleli, myśleli, prawie mysliwymi zostali - ale wymyślili.
Od niedawna dworzec w Rui Sui zyskał nową oprawę, słitaśno-kjutasną i artystyczną. Która powoduje, że postój pociągu na peronie czasem się wydłuża :D
Taka ceramika jest bardzo popularna i praktyczna w tutejszym klimacie - blaknie wolniej niż malunki, nie rozpada się na deszczu jak drewniane wynalazki, w pośladki nie grzeje jak metalowe ławki, solidne jest nad podziw, dosztukowac brakujące elementy łatwo, a pole do popisu spore.
Jak myślicie, czy burmistrz na przykład Pcimia (nie mam nic do Pcimia - bywało się tam na wakacje za małolata) czy innych Popówek Górnych powinien się zainspirować aborygeńsko-fliziarskim trendem?
NIE. Na pewno coś by się spieprzyło po drodze pomysłu z nad Cieśniny nad Wisłę, zresztą "zdrowa młodzież narodu" nie pozostawiła by pewnie wiele z tego po kilku sobotnich wieczorach...
OdpowiedzUsuńCo tam burmistrz w Pcimie, taką krówkę w balii to bym sama postawiła w ogrodzie. :-P
OdpowiedzUsuńhehe, no właśnie teraz dopiero to zauważyłem, że te dzieła coś takie "bydłocentryczne"
UsuńNie, bo jest zachowana wariacja tematyczna... Jest i kawa i guawa, i krowa żeby było weselej. A serio - krowy na Tajwanie są fetyszystyczne. Prawdziwy Tajwańczyk krowe to widzi głownie na opakowaniu pewnej czekolady, na przykład jak się szarpnie na Terravitę z Polski, za dychacza :D Młodociany jak ujrzał krowę z bliska na wyspach Penghu, to był w ekstazie :D Co kawałek się zatrzymywał pokazywał paluchem na pasące się bydło i dobitnie oznajmiał NIU! czyli KROWA! Poza tym, krowa,a raczej bawół bo swojskich muciek białoczarnych tam nie spotyka się za często - to kiedyś, na rolniczym i słabo rozwiniętym Tajwanie był członek rodziny - i mleka da, i pole zaora, i do miasta powiezie... Więc wielu Tajwanczyków nie je wołowiny, tak jak my niechętnie jemy koninę.
UsuńW wielu krajach Azji jedzenie wołowiny jest rzadkie albo nawet zakazane z w.w powodów
UsuńJest rzadkie bo jest drogie :D
UsuńCo do zakazów, nie ma takiego zakazu jak szynka dla muzułmanów - że nie wolno bo cały chiński panteon będzie gromami rzucał. Ale - na przykład wołowiny się nie je bo to tabu obyczajowe. Poza tym, nie powinno się jeść zwierzyny, która jest twoim patronem zodiakalnym. Czyli - urodziłeś się w Roku Krowy/Bawołu - to stek tylko z kurczaka, bo inaczej dogoni cię zemsta Boskiego Wołu, drugiego w kolejce zwierzęcia w chińskim zodiaku...