Dziś nie będzie tajwańsko - będzie polsko. I nie będzie bajkowo, no może troszeczkę...
Był sobie smok. Wielki jak smok, i palił jak smok, i latał jak smok, i owce płoszył jak smok (a z braku owiec, to młode wojsko, kury i kapustę też płoszył). I poszedł ten smok na emeryturę... Ale zanim poszedł, złamał kilka serc i poderwał kilka dziewic, w tym jedną (może i gorzego sortu, ale czy to grzech?)- doszczętnie i na wieki...
I na tej emeryturze niestety - skrzydełka mu nieco podwiędły.
Zatem rzekł smok, prychając dymem i plując iskrami, do damy swego serca, co jako jedyna może mu włazić na plecki - że może tak być, że nie poleci następnym razem i trzeba będzie damine krągłości i kruchości wozić furmanką, tfu, karocą... A dama zasępiła się srodze, nie po damowemu zupełnie drapiąc się w nos i rzucając wyrazy sowicie nieparlamentarne, myślała co by tu wykombinować. Napad na bank odpadał (bo celnie dama strzela wyłącznie sakazmem, zaś wynalazki bardziej skomplikowane niż proca były zbyt trudne w wypożyczeniu - a napad na bank z procą...eeee.... nie!), sprzedaż wdzięków własnych jakoś nie wzbudziła entuzjazmu publiki, która zamiast za portfele łapała się za brzuchy turlając ze śmiechu, nie mówiąc już o utopijnym pomysle wypieku ciasteczek i sprzedaży ich pod kościołem (w dziedzinie pieczenia ciasteczek jestem równie biegła jak w dzierganiu haftem krzyżykowym czy rozmówkach w suahili)... Aż pewnego dnia wpadła dama na pomysł, a raczej pomysł na nią wpadł. I jak już się pozbierała, roztarła czółko obite framugą - zakasała rękawy i zaczęła działać...
fot. Marcin Sigmund |
Zatem rzekł smok, prychając dymem i plując iskrami, do damy swego serca, co jako jedyna może mu włazić na plecki - że może tak być, że nie poleci następnym razem i trzeba będzie damine krągłości i kruchości wozić furmanką, tfu, karocą... A dama zasępiła się srodze, nie po damowemu zupełnie drapiąc się w nos i rzucając wyrazy sowicie nieparlamentarne, myślała co by tu wykombinować. Napad na bank odpadał (bo celnie dama strzela wyłącznie sakazmem, zaś wynalazki bardziej skomplikowane niż proca były zbyt trudne w wypożyczeniu - a napad na bank z procą...eeee.... nie!), sprzedaż wdzięków własnych jakoś nie wzbudziła entuzjazmu publiki, która zamiast za portfele łapała się za brzuchy turlając ze śmiechu, nie mówiąc już o utopijnym pomysle wypieku ciasteczek i sprzedaży ich pod kościołem (w dziedzinie pieczenia ciasteczek jestem równie biegła jak w dzierganiu haftem krzyżykowym czy rozmówkach w suahili)... Aż pewnego dnia wpadła dama na pomysł, a raczej pomysł na nią wpadł. I jak już się pozbierała, roztarła czółko obite framugą - zakasała rękawy i zaczęła działać...
A serio - to mój smoczy samolot czyli Wiedeńczyk dobiwszy wieku sędziwego dla samolotów dotarł też do kresu tak zwanego resursu, czyli ilości godzin jakie może spędzić w powietrzu bez spędzania snu z powiek organom biurokratycznym. Do tego dołączyla koniecznośc wymiany leciwego już płóciennego poszycia skrzydeł, które jeszcze trochę a mogło by się popruć jak nie przymierzając wyświechtane gacie... Cała ta operacja zaplanowana na zimę 2015/16 kosztować miała bagatelka tyle co niezłe auto albo kawalerka w większym mieście - czyli jakieś 100 000 monet złotych polskich, więc opiekująca się Wiedeńczykiem Fundacja wiedziała, że stanąć na rzęsach musimy, a pieniądze trzeba zdobyć i basta. Całe wakacje ekipa fundacyjna ciężko pracowała, ciułając grosiwo - piloci wynieśli do nieba setki spadochroniarzy i wywalali ich wedle życzenia w chmury, na ziemi zaś tysiące dzieciaków z rodzicami zostały zaproszone do smoczego brzucha i zachęcone do zakupu symbolicznej cegiełki, sponsorzy byli molestowani z każdej strony - ale ciągle, ciągle do tej stówy brakowało...
Aż pewnego poniedziałku, gdy przebrała się miarka złych zdarzeń, rozsmarkałam się na dobre. I zabeczana w iment zadzwoniłam do kolegi, żeby się pożalić. Kolega z bezmiaru chlipnięć wyłowił komunikat o złamanych paznokciach, problemach osobistych, notorycznym braku funduszy i zakalcu w cieście i tak dalej, po czym rzekł:
fot. Tomasz Spaczek |
fot. archiwum Fundacji Wiedeńczyk An-2 |
fot. Jerzy Nieroda |
fot. Tomasz Spaczek |
- Pocieszać cię nie będę bo to nie ma sensu i będziesz mi tak na roamingu szlochać nastpne pół godziny. Ale pomysł mam... Gdyby się zdarzyło tak, że pewna anonimowa firma z Dubaju wspomoże waszą Fundację pewną kwotą, to co byś zrobiła?
- Jeeeej, no nie wiem, harem im załatwię - wydusiłam spomiędzy łez tryskających jak gejzery.
- Ooo, i to jest dobra myśl - skwitował kolega.
Jak powiedział, tak zrobiłam. W ciągu tygodnia namówiłam kilka dziewczyn, które odmówić mi nie śmiały, zwołałam zaprzyjaźnionych fotografów, znalazłam wizażystkę chętną nas wypacykować i fryzjerkę co jej kręcenie loków pośród kręcących się śmigieł nie przeszkadzało, zaordynowałam wypucowanie Smoka do połysku, zamówiłam pogodę i wszyscy razem ruszyliśmy na Pobiednik.
Oj, działo się, działo...
Potem, już zdalnie - dopinałam z Fundacją wydanie kalendarza... Nie byłam cale szczęście sama i zdana na własne siły, bo takich zakręconych człowieczków jak ja w tej ekipie jest więcej i każdy z nas zna się na czymś innym. W końcu obrobione zdjęcia poleciały do drukarni, i wróciły - jako kalendarz formatu A3, z dwunastoma miesiącami pod patronatem uśmiechniętych dziewczyn, które wszystkie zakochane są w lataniu (a każda lata na czym innym).
Jeżeli spodobał się wam pomysł na uratowanie skrzydeł, i podoba się wam kalendarz - zamawiajcie śmiało. A kto wie, może w przyszłym roku kogoś z was będę oprowadzała po Wiedeńczyku?
Jeżeli nie dopinają się wam fundusze a budżet skrzeczy - możecie nam pomóc udostępniając ten post na swoim FB
Jeżeli nie dopinają się wam fundusze a budżet skrzeczy - możecie nam pomóc udostępniając ten post na swoim FB
Teraz jeszcze podziękowania dla osób zasłużonych, bez których ten pomysł nie udałby się:
- Księciu Arabskiemu z anonimowej firmy z Dubaju - za pomysł i środki na jego realizację
- modelkom: Agnieszce, Karolinie, Monice i Sabinie, które zgodziły się ubrać kombinezon albo sukienkę, a potem wyginać przy skrzydłach, śmigle i ogonie
- fotografom: Tadeuszowi Brodalce, Tomkowi Qnie Chochołowi i Marcinowi Sigmundowi którzy niezmordowanie pstrykali uzywając wszyskich umiejętności i możliwości technologicznych swoich aparatów
- makijażystce Klaudii Coner za pudrowanie wyskakujących ze spadochronem modelek i piękne makijaże dzięki którym byłyśmy jeszcze piękniejsze
- fryzjerce Annie Adamczuk z The Messy Head Hospital w Krakowie za fryzury które nie rozwaliły się nawet w obliczu startów i lądowań
- pilotom z Fundacji Wiedeńczyk An-2, którzy zgodzili się oddać smoka w nasze ręce na potrzeby sesji zdjęciowej
- członkom i sympatykom Fundacji, którzy pomagali mi na każdym etapie powstawania kalendarza, a zwłaszcza robili wszystko to czego sama nie potrafię
- członkom i sympatykom Fundacji, którzy pomagali mi na każdym etapie powstawania kalendarza, a zwłaszcza robili wszystko to czego sama nie potrafię
- Aeroklubowi Krakowskiemu za użyczenie pasa starowego do dziurawienia szpilkami
- Tomkowi i Kamilowi za cierpliwe zabezpieczanie logistyki, operowanie blendami i asystę na planie
oraz wszytskim, którzy ten pomysł wsparli kupując nasz kalendarz czy udostępniając informację o nim.
Dziękuję w imieniu Fundacji Wiedeńczyk An-2 i własnym
Zdjęcia - z archiwum Fundacji Wiedeńczyk, Jurka Nierody, Tomka Spaczka oraz mojego.
Jeżeli to ty na pierwszym zdjęciu od góry posta (wciąż mam problemy z rozpoznaniem ciebie), to łądnie wyglądasz w kombinezonie :P. Czyli wiedeńczyk jednak będzie lotny? Ciekawe czy zdążycie na Piknik Lotniczy 2016, czy nie pojawiacie się na tak "niepoważnych" imprezach? A jeśli "Smok" tam będzie to może i ty też się pojawisz?
OdpowiedzUsuńTo ja. To tak ladny kombinezon ze kazdy w nim wyglada lepiej, mundur to zawsze +10 do uroku osobistego.Dziekuje :)
OdpowiedzUsuńWiedenczyk zawsze byl lotny i mamy nadzieje ze bedzie do końca swiata. A z uwagi na to ze jest eksponatem MLP to zawsze od lat nieodmiennie sie poojawia na Krakowskich Piknikach Lotniczych... Nawet na tak niepowaznych imprezach jak AirShow Radom bywa :)
Zazwyczaj jestem na Piknikach w Krakowie, opuscilam tylko jeden 2 lata temu bo mialam egzamin na uczelni i nie moglam wyleciec w piatek zeby byc w sobote... Bylam w niedzielę ale po 15 wiec ...
Zobaczymy co przyniesie 2016 bo ULC moze nie dac zgody na pokazy z uwagi na zabudowe pasa. Jak bedzie piknik i Wiedenczyk to i ja powinnam byc. I jest szansa ze bedzie mozna wejsc do srodka samolotu bo dotad to stal za kratami zawsze ale staramy sie zeby go udostepniac podczas pokazow, pomimo tego ze zazwyczaj wykonuje loty.